wtorek, 29 maja 2012

"Bezwzględna"


Bezwzględna
Autor:
Tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska
Tytuł oryginału: Heartless
Seria/cykl wydawniczy: Protektorat Parasola tom 4
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: marzec 2012
Liczba stron: 364

Jestem bezwzględną fanką tej serii. Uwielbiam to cudowne połączenie wiktoriańskiej steampunk’owej atmosfery i romansu paranormalnego. Seria opowiada o perypetiach Alexii Tarabotti, a raczej Lady Maccon. Zależy, na jakim etapie czytania jesteśmy.
W czwartym już tomie Alexia wpada na nowy trop w sprawie zamachu na królową Wiktorię... Można by pomyśleć, że w zaawansowanej ciąży Lady w końcu zwolni trochę obroty i przestanie rozwiązywać niebezpieczne dla zdrowia zagadki, ale pokaźnych rozmiarów brzuch, wcale jej nie przeszkadza. No może odrobinę. Wampirom wciąż coś nie pasuje. Postanawiają raz na zawsze pozbyć się nienarodzonego pożeracza dusz, przy okazji kończąc z samą Alexia. Ostatecznie. Posunęli się nawet do użycia nieumarłych jeżozwierzy… Dziecko jednak dotrzymuje mamusi tempa i prawie nie sprzeciwia się tym dzikim eskapadą. Prawie… Co z tego, że Alexia jest w ciąży? Z takim charakterem, parasolką i tupetem ta kobieta poradzi sobie zawsze i wszędzie.

„Ciąża otworzyła przed nią nowe rejony obżarstwa.”

Na pierwszy rzut oka widać, do czego autorka zmierza. Mamy jako oś fabuły jakąś zagadkę. Do tego kilka drobnych wątków pobocznych – Felicyty walczy o prawa kobiet (tak, ta głupiutka Felicyty zostaje sufrażystką!), Biffy mający problemy z adaptacją w nowej sytuacji, oraz powolne odkrywanie zagadek przeszłości. W każdym następnym tomie uchylony zostaje coraz większy rąbek tajemnicy. Tak, więc schemat fabuły z poprzednich części pozostaje nienaruszony. Z resztą patrząc globalnie, ten tom nie różni się niczym od poprzednich. Ten sam klimat Londynu, konwenanse, archaizmy, cięte wypowiedzi, ironia, żart. Piękny, dopracowany język, oddający rys ówczesnej epoki. Do tego komizm językowy, sytuacyjny, postaci. Ta książka jest po prostu zabawna! Ale uważam, że nie ma nic złego w tym, że autorka się powtarza, gdyż wciąż trzyma ten sam wysoki poziom. Mnie to jeszcze nie znudziło.

„Nie dalej jak wczoraj rozpłakała się nad jajkiem sadzonym, bo „dziwnie się na nią patrzy”.”

Postacie wciąż tak samo sympatyczne, wyraziste, dopracowane. Alexia wciąż z tym samym zjadliwym językiem i dystansem do siebie. A dystans jest konieczny, gdy ma się gabaryty parowca.

„W imię mody ojczyznę dziś chronię. Słabszych własną turniurą ochronię. Prawdę będę tropić szalenie. I przysięgam zachować milczenie."

Akcja, podobnie jak w poprzednich częściach gna na łeb na szyję. Wiele się dzieje na raz, wiele wątków nakłada się na siebie, dzięki czemu nawet chwili nie będziemy się nudzić przy tej lekturze. Z trudem odkładałam lekturę choćby na chwilę.

"Nie ma nic gorszego, niż przemawiać do rozsądku samemu sobie.”

Naprawdę lubię okładki tej serii. Wiem, że na około wszędzie są one krytykowane, ale uważam, że wybitnie pasują one do treści książki i ogólnego nastrój powieści.

„ - Po prostu uważam, że w twoim stanie nie możesz snuć się po Londynie z parasolką w garści, nie sądzisz?
Alexia zerknęła na swój brzuch i zrobiła zaciętą minę. -Właśnie, że mogę.
 -I co, osaczysz wroga i staranujesz go brzuchem?”

Niezwykle trudno pisało mi się tę recenzję. Jeśli ktoś dotrwał do czwartej części tej serii to jest jej fanem tak jak ja. Jeśli ktoś jeszcze jej nie przeczytał lub porzucił ją po pierwszym tomie, to raczej nie umiem go do niej nakłonić. Uważam, że to naprawdę dobry cykl. Ma w sobie wszystko to, co potrzebne do odstresowania się, zrelaksowania. I pozostawienia nas z uśmiechem na twarzy. 
9/10 

piątek, 25 maja 2012

"3096 dni" Natascha Kampusch


3096 dni Natascha Kampusch
tłumaczenie: Viktor Grotowicz
tytuł oryginału: 3096 Tage
wydawnictwo: Sonia Draga
data wydania: styczeń 2011
liczba stron: 280

„Byłam dzieckiem i byłam sama, a istniał jeden jedyny człowiek, który mógł mnie uratować z tej strasznej samotności: ten, który ją na mnie sprowadził.”

Aby odpowiednio zrecenzować tę książkę najsampierw muszę przybliżyć pewną historię. W marcu 1998 roku w Wiedniu została porwana dziesięcioletnia dziewczynka zmierzająca do szkoły. Nie było żadnych poszlak. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Dziewczynka -  Natasha Kampusach rozpłynęła się w powietrzu. Przeprowadzono poszukiwania na szeroką skalę, także za granicami Austrii. Jak się później okazało dziewczynka przebywała 18 km. od domu swojej matki. Dziecko było przetrzymywane w betonowej piwnicy, zbudowanej specjalnie do takich celów, przez psychopatę. Spędziła tam 3096 dni. Czyli ponad osiem lat.

„Patrzył na mnie jak dumny właściciel nowego kota, a nawet gorzej: jak dziecko na nową zabawkę. Był pełen radości na to, co się stanie i jednocześnie niepewny, co z tym może zrobić.”

 „3096 dni” to wspomnienia Nataszy Kampusach z czasu więzienia jej przez Wolfganga Prikopila. Opowiada jak to dorastała z dala od ludzi, odcięta od świata, rodziny, bez żadnego wsparcia. Nie jest to suchy opis faktów z tamtego okresu. To spojrzenie dorosłej, dojrzałej osoby na tamte wydarzenia. Autorka ma dużą wiedzę z zakresu psychologii. Szczególnie interesuje się tematem przetrzymywania, porywaczy i ich ofiar. Dlatego też komentuje sytuacje – teraz już wie, dlaczego zachowywała się tak, a nie inaczej. Dlaczego on zachowywał się właśnie w ten sposób.

„Uwięziona byłam nie w swoim śnie, lecz we śnie porywacza. On zaś nie śnił, lecz poświęcił swoje życie na urzeczywistnienie okrutnej fantazji, z której nie było ucieczki również dla niego. „

Pani Kampusch najpierw przedstawia swoje dzieciństwo. Matka kochała ją, jednak była szorstką w obyciu osobą, przez to rzadko okazywała uczucie dziewczynce. Rozwód rodziców, ich nowi partnerzy, którzy jej nie akceptowali, odrzucenie w szkole, otyłość… To wszystko spowodowało jej brak pewności siebie, zamknięcie w sobie, samotność. Jak twierdzi stała się idealną ofiarą dla psychopatów i pedofili.

„Świat w którym żyłam skurczył się do pięciu metrów kwadratowych.”

Była przetrzymywana przez lata. Jedyną osobą, którą widywała to jej oprawca. Nikt inny. Zawsze sama, zamknięta. Co mogła zrobić? Sprzymierzyć się z porywaczem. Brzmi to może cudacznie, ale w miarę zagłębiania się w lekturę coraz bardziej ją rozumiałam. Musiała grać na jego zasadach. Była przetrzymywana w betonowym pomieszczeniu pod ziemią, które mogła obejść dwunastoma krokami. Pragnęła jego obecność, by nie zwariować. By nie być samą. Musiała chociaż trochę zrozumieć przepisy jego gry, by nie przegrać. Nie miała możliwości wygrać. Chodziło tylko o przetrwanie. W takiej sytuacji musiała zdobyć trochę prywatnego miejsca dla siebie. Swoje okno na świat znalazła w książkach, filmach, serialach. Byli oni jej przyszywaną rodziną. Chłonęła każdy aspekt ich świata, bo nie miała własnego.

„Przede mną stał mężczyzna, którego człowieczeństwo się zmniejszyło, fasada zaczęła się kruszyć i odsłaniać osobę po prostu słabą. Nieudacznika w prawdziwym świecie, który brał swoją siłę z poniewierania dzieckiem. Żałosny widok. Karykatura człowieka, który każe mi nazywać się maestro.”

Porywacz kontrolował każdy aspekt jej życia. Znęcał się nad nią psychicznie oraz fizycznie. Uzależnił ją od siebie całkowicie. Brutalnie ją bił, zmuszał do pracy ponad siły, głodził. Dla Kampusch ważne były drobne akty sprzeciwu. Upewniało ją to, że wciąż była odrębną jednostką. Że Prikopil nie zredukował jej do chodzącej maszyny. Nigdy przed nim nie ulękła. Nigdy nie powiedziała do niego Panie, Władco, Mistrzu.

„Gdybym traktowała go wyłącznie z nienawiścią uczucie to tak by mnie pożarło, że nie miałabym już siły by żyć dalej.”

Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że w jej wypowiedziach nie ma nawet krzty nienawiści. Próbuje go zrozumieć. Analizuje jego życie, by pojąć jak mógł odebrać jej kawałek życia. Autorka nie wierzy w absolutne dobro lub zło. Sądzi, że w każdym człowieku jest po trochu jednego i drugiego. Wspomina o drobnych aktach dobroci z jego strony. O wyrzutach sumienia, które go nękały. W gruncie rzeczy Natasha twierdzi, że porywać pragnął miłości i ciepła. Idealnego ogniska domowego. Pragnął z jej strony uznania i sympatii, a jednocześnie chciał czuć się wszechwładny. Muszę powiedzieć, że momentami jej nie rozumiałam. To oczywiste, że w pewien sposób zżyła się z nim. Spędziła z Prikopilem 8 lat dzieciństwa, ale przecież był jej porywaczem, oprawcą, dręczycielem. A gdy on popełnił samobójstwo, opłakiwała go…

„ Było to tak jakby kogoś dusił i pytał przy tym czy dobrze przyłożył dłonie i czy nacisk jest odpowiedni.”

Ale Natascha uciekła. Przeżyła piekło i powróciła z niego silniejsza, mądrzejsza, pewna, że jeśli przeszła to, to przejdzie już wszystko. Druzgocące jest to, jak po jej ucieczce potraktowało ją społeczeństwo. Jako, że nie przystawała do obrazu zaszczutej i pokonanej ofiary, reagowali wręcz złością i agresją. Wszelkie jej próby zrozumienia sprawcy kwitowane były pogardliwym „syndrom sztokholmski”, chociaż niewątpliwie na niego cierpiał. Ludzie nie znoszą gdy zmienia im się jasne kryteria podziału na dobro i zło. Ona powinna być przegrana i zniszczona. On powinien być ucieleśnieniem zła, bez żadnej dobrej cechy. Natascha w tej książce uświadamia nam, że nic nie jest czarno-białe.

„ – Jestem królem – powiedział. – A ty jesteś moją niewolnicą. Masz być posłuszna.”

Ta książka jest rozliczeniem z przeszłością. Autorka zamyka pewien etap, wydaje się, że bezpowrotnie. Chcę pójść dalej ze swoim życiem. Jak sama piszę:

„Dopiero teraz , pisząc te ostatnie zdania, mogę zakończyć tę sprawę i powiedzieć z całym przekonaniem jestem wolna.”

Książkę czyta się bardzo szybko. Może Pani Kampusach jest dyletantką, ale ma bardzo obrazowy styl wypowiedzi. Plastyczne opisy pozwoliły mi w pełni odczuć grozę tej książki. „Wybrałam życie. Porywaczowi pozostała tylko śmierć.”

Nie mam prawa oceniać jej życia. A ta książka to kawałek jej życia. Jednak 8/10

piątek, 18 maja 2012

Aksamit – Teresa Medeiros


Aksamit – Teresa Medeiros
tłumaczenie: Zofia Grudzińska
tytuł oryginału: Heather and velvet
wydawnictwo: Da Capo
data wydania: kwiecień 2002
liczba stron: 429

Zauważyłam, że romanse się albo bardzo lubi, albo się ich wręcz nie znosi. Ja przychylam się do tego pierwszego podejścia. Lubię zarówno romanse paranormalne jak i te historyczne. Z bólem serca jednak przyznaje, że większość tych tworów to badziewie. Jakby niespełnieni pisarze nie wiedząc co mogliby napisać, wybierają właśnie ten gatunek, bo tak najprościej. Rzadko kiedy można w tym gatunku natrafić na perełki literacki. Tym razem mi się nie udało.

Akcja powieści Aksamit Teresy Medeiros ma miejsce pod koniec XVIII wieku. Opowiada o Prudence – sierocie, mieszkającej u bogatej ciotki. Nie jest ona typową panną ze swojej epoki. Żywo interesuje się książkami, szczególnie pasjonuje ją chemia. Podobnie jak jej zmarłego ojca. Jest biedna, niespecjalnie łada, przez co zostaje skazana na staropanieństwo. Jej życie zmienia się gdy ratuje przed śmiercią rozbójnika Sebastiana. Jego osoba opętuje myśli Prudence. Dla dziewczyny szokiem jest sytuacja, gdy Sebastian zostaje narzeczonym jej pięknej ciotki. Prudence wie, że nie może pisnąć nawet słówka, o prawdziwym fachu mężczyzny.

Książce właściwie nie mogę zarzucić nic, oprócz tego, że była przeraźliwie nudna. Owszem autorka ma tak zwaną biegunkę pomysłów. Teoretycznie cały czas coś się dzieje – porwania, kłótnie, schadzki, rozboje, tajemnice z przeszłości, intrygi, spotkania po latach…
Wszystkiego bardzo dużo, coby puste strony zapełnić. Jak już mówiłam dzieje się naprawdę dużo, ale nikt nie wie po co i dlaczego. Postacie kręcą się w koło bezsensu i bez celu.

Styl… Styl typowy dla romansów historycznych. Patetyczny, nudnawy. Rozbudowane opisy przyrody, którym autorka nie potrafiła nadać plastyczności, przez co się dłużyły. Książkę czytało się ciężko przez ten wybitnie napuszony, ciężki styl.

Postaci teoretycznie zostały wykreowane, jednak wydawały mi się płaskie, plastikowe, niczym kukiełki. Nie potrafiłam się z nimi zżyć, uwierzyć w ich uczucia, współczuć, ani cieszyć wraz z nimi. W całej książce czuć było sztuczność, nienaturalność. Jakbym patrzyła tylko na aktorów na scenie i do tego słabych.

Okładka typowa dla romansów, więc niespecjalnie mogę się przyczepić. Jednak nie powstrzymam się… Ależ mnie rozdrażniła ta różowa obwoluta!

3/10

niedziela, 13 maja 2012

Losowanie


Muszę serdecznie podziękować wszystkim uczestnikom! Nie spodziewałam się takiej frekwencji. Nie przedłużając: przy pomocy Random.Org została wylosowana liczba 13

Czyli Wiedźminka!
Gratuluję! Już mam plan co znajdzie się w paczuszce dla Ciebie oprócz audiobooka. 
Masz tydzień na wysłanie mi swoich danych scarlett13@onet.eu
Raz jeszcze dziękuje wszystkim za udział w zabawie.
Pozdrawiam. :)

czwartek, 10 maja 2012

Ja także "otagowana"


Chyba już prawie nikt z blogosfery nie umknął tej sympatycznej zabawie. Zostałam otagowana przez Kasię J  oraz Emily . I jeszcze rzutem na taśmę Miqa

Pytania od Kasi:

1.Czy lubisz oglądać ekranizacje powieści?
Tak, lubię. Często są nieudanie, jednak sprawia mi przyjemność konfrontowania własnego wyobrażenia z filmowym obrazem.

2. Jaki jest Twój ulubiony film nakręcony na podstawie książki?
Mam ulubiony serial – Pamiętniki wampirów. Ze słabej książki zrobiono rewelacyjny, wciągający serial. A film to zdecydowanie Przeminęło z wiatrem z niezapomnianą rolą Vivien Leigh.

3. Czy jakaś ekranizacja skłoniła Cię do sięgnięcia po książkowy pierwowzór?
Często tak się zdarza. Miałam tak przykładowo z Pamiętnikiem Sparksa.

4. Czy interesują Cię biografie pisarzy, których książki czytasz?
Zdecydowanie tak. Gdy jakiś pisarz lub poeta mnie zachwyci muszę wiedzieć o nim wszystko. Wyszukuje każdą dosłownie biografię, a google wywracam na lewą stronę. ‘

5. Od jak dawna prowadzisz bloga i co skłoniło Cię do jego założenia? 
Blog prowadzę od niecałego roku. Założyłam go w przypływie chwili. Przez moment pragnęłam iść na studia dziennikarskie, więc to miała być taka wprawka do zawodu. Dziennikarką już nie chcę być, a blog pozostał.

6. Czy publikujesz swoje teksty na innych portalach?
Czasem na lubimy czytać, ale lubię ten portal coraz mniej.

7. Czy poza taką działalnością internetową jesteś w jakiś sposób związana/y z przemysłem książkowym? 
Nie. Ale kiedyś bardzo bym chciała.

8. Jakie są Twoje czytelnicze plany na najbliższe dni?
Zaczynam książkę Nataszy Kampusach „3096 dni”. Ta dziewczyna była tyle dni przetrzymywana przez psychopatę w piwnicy.

9. Czy jest książka, na którą od dawna "polujesz"?
Od dawna chcę przeczytać coś Picoult i  Zafona, tylko nie mam ku temu okazji.

10. Jaki jest Twój ulubiony gatunek literacki?
Głównie czytam paranormal romance, obyczajowe, biografie.

11. Jakiego gatunku książek nie lubisz czytać?
Nie przepadam za kryminałami.


Pytania od Emily:

Jak zaczęła się Twoja książkowa historia? 
 Od Harrego Pottera. Wypożyczyłam w bibliotece szkolnej. Potem moja siostra cioteczna zmusiłamnie do utworzenia karty w bibliotece miejskiej. I pomyślałam, że skoro mam tę kartę to równie dobrze mogę zacząć czytać J

2. Co sądzisz na temat ebooków i audiobooków?
Nie mam do nich szczególnej awersji, jednak gdy mam wybór zawsze wybiorę tradycyjną książkę.

Która książka najbardziej Cię dotknęła? Taka o której nigdy nie zapomnisz, którą miałaś ochotę rzucić przez pokój i nigdy więcej do niej nie zajrzeć, a jednak doczytałąś do końca i już na zawsze zostanie w Twoim sercu.
Raczej takiej nie mam. Jedyne co przychodzi mi na myśl to „Wichrowe wzgórza”. Mocno dotknęły mojego serca. Naprawdę przy ich czytaniu poczułam to „Na zawsze i na wieczność”.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z blogowym światem?
Założyłam go w przypływie chwili. Przez moment pragnęłam iść na studia dziennikarskie, więc to miała być taka wprawka do zawodu. Dziennikarką już nie chcę być, a blog pozostał.

Po czym poznajesz, że książka, którą chcesz przeczytać jest tego warta?
To dopiero po przeczytaniu wiem. :) Ale zaczynam od obejrzenia okładki i przeczytania opisu. Teraz głównie opieram się na blogowych opiniach recenzentów.

Co było Twoim największym rozczarowaniem literackim (książka)?
Nie cierpię stylu Jane Austin. Po prostu nie mogę znieść czytania jej książek. Tak mam.

Jak dużo czasu dziennie poświęcasz książką?
W tygodniu prawie wcale. Weekendy prawie całe :)

Czy planujesz kiedyś wydać własną książkę? Masz już wstępne plany, czego mogłaby ewentualnie dotyczyć?
Mam takie marzenie, ale to bardzo odległa przyszłość.

Jaka jest Twoja ulubiona książka z dzieciństwa, którą do tej pory pamiętasz?
 Ania z zielonego wzgórza.

Jakie są Twoje plany na przyszłość, czy znajdujesz w nich miejsce na literaturę?
Bardzo bym chciała. Cały czas myślę o zawodzie w którym gdzieś tam będzie literatura. Jednak jak wszyscy wiedzą potrzebni są inżynierowie, a nie bibliotekoznawcy, poloniści, dziennikarze. Więc czas pokaże.

Jakie jest Twoje największe marzenie?
Takie zupełnie kosmiczne to takie, że chciałabym potrafić wejść do świata książkowego i żyć razem z bohaterami książek.

Bardzo dziękuje! Rewelacyjnie się bawiłam przy odpowiadaniu na te pytania. Nikogo nie otaguję, bo wydaje mi się, że już wszyscy odpowiedzieli na swoje pytania :)


Edit: Jeszcze pytania mojej drogiej Miqi :)

1. Czy wyobrażasz sobie życie bez książek? Jak mogłoby ono wyglądać?
Naprawdę nie chciałabym sobie tego wyobrażać. Moje życie znacząco by wówczas zubożało.

 2. Jaką książkę zabierzesz na bezludną wyspę?
Tylko jedną? Wolałabym całą bibliotekę. Ale jeśli jedną to może Harry Potter część ostatnia, bo najrzadziej ją czytałam.  

3. Z którym pisarzem/pisarką chciałabyś spędzić jeden dzień jeśli byś mogła?
Margaret Mitchell. Opowiedziałaby mi jak się skończyła historia Scarlett z Przeminęło z wiatrem.

4. Moim ulubionym bohaterem literackim jest…?
Wielu. I oni i tak się cały czas zmieniają. Scarlett i Rhett z Przeminęło z wiatrem, Cathy i Heatcliff z Wichrowych wzgórz, Cat i Bones z Nocnej łowczyni. I z mniej znanej serii L. Hamilton Anita Blake.

5. Znienawidzona lektura szkolna?
Krzyżacy.

 6. Lektura szkolna do której może kiedyś wrócisz?
Ania z Zielonego Wzgórza
 
 7. Ile książek udało Ci się przeczytać w ubiegłym roku?
 Nie pamiętam. W tamtym roku nie liczyłam.

8. Ile książek chciałabyś przeczytać w tym roku?
Nie mam planu. Ale w tym roku przynajmniej liczę.

9. Czy czytasz dzieciom (własnym, rodzeństwu, kuzynostwu)?
Nie.

10. Jakie książki, Twoim zdaniem, są najbardziej wartościowe?
Sądzę, że każda książka ma w sobie coś wartościowego. Nawet te wyjątkowo słabe. Dzięki właśnie takim miernym książkom nauczyłam się odróżniać badziewie od czegoś cennego. Jednak jeśli mam już wybierać to może pamiętniki? Wspomnienia osób, które istotnie coś przeżyły. Może obyczajowe? Naprawdę nie wiem.

11. Ulubiony pisarz i ulubiona książka to…?
Margaret Mitchell "Przeminęło z wiatrem"
oraz
Laurell K. Hamilton "Grzeszne rozkosze"




 Miqa - bardzo dziękuje zapytania!!!

wtorek, 8 maja 2012

Shirley - Charlotte Brontë

Shirley - Charlotte Brontë
tłumaczenie: Magdalena Hume
tytuł oryginału: Shirley
wydawnictwo: Wydawnictwo MG
data wydania: czerwiec 2011
liczba stron: 633




„Przyszłość niekiedy łkając zdaje się szeptać w nasze ucho ostrzeżenia przed wydarzeniami, które dla nas szykuje”.

Charlotte Bronte udało się stworzyć coś bliskiego ideałowi. Dziwne losy Jane Eyre fascynują, oczarowują i zachwycają do dziś. Ciężko przeskoczyć samego siebie i dorównać własnemu geniuszowi. Gdyby nie „Dziwne losy…” oceniłabym "Shirley" łagodniej, ale porównując ją do ideału – wypada dość blado. Chociaż to i tak kawał niezłej literatury.

„Podejrzewam, że każda z nas dopatruje się wyjątku w tym, którego kochamy.
- Dopóki nie wyjdziemy za mąż – podsunęła Caroline.”


Akcja dzieje się w dziewiętnastowiecznej Anglii, podczas wojny z Napoleonem. Skupia się wokół czworga bohaterów, z których dwoje (w tym tytułowa Shirley) pojawia się gdzieś w połowie. Tym bardziej tytuł jest dla mnie niezrozumiały, gdyż to nie na niej skupiona jest akcja.

„Nie znam większej przyjemności od spotkania kogoś lepszego ode mnie, kogoś kogo szczerze uważam za istotę wyższą.”

Na początku poznajemy Caroline. Uroczą dziewczynkę, siostrzenice pastora, spokojną, ułożoną, inteligentną. Wzór cnót i zalet. Uczy w szkółce niedzielnej i jest zakochana w niejakim Robercie Moore. Młody mężczyzna pełen pasji, posiadający własną fabrykę i borykający się z problemami finansowymi. Ma wielkie ambicje, ale los co rusz rzuca mu kłody pod nogi. Jest gotowy na wszystko by uratować swój majątek. A raczej wizję tegoż majątku. Jest zapatrzony w siebie, we własne interesy. Dostrzega, że ludzie głodują, ale dla niego najważniejszy jest on sam. Czy można go winić za taką postawę? Nazwać złym człowiekiem? Według mnie nie. W gruncie rzeczy był dobrym człowiekiem. Opętanym rządzą pieniądza i chwały, ale dobrym. Ponadto wiedział, że nic nie może zrobić dla biedaków. Był oczarowany postępem technicznym i wiedział, że to jest jego przyszłość. Nie mógł się stać w miejscu, gdy cały świat parł na przód. Resztę postaci pierwszoplanowych, wraz z tytułową bohaterką poznajemy bliżej końca niż początku, dlatego też nie będę ich opisywać. A szkoda, bo tych dwoje są o wiele ciekawiej skonstruowani, mają bardziej złożone osobowości. Szczególnie Shirley jest bardziej krwista od anemicznej i wiecznie chorowitej z miłości Caroline. Panie podobnie jak panowie zostali przedstawieni na zasadzie kontrastów. To interesujące spojrzenie, gdyż możemy zaobserwować jak z uczuciami radzą sobie różne charaktery, temperamenty, osobowości, ludzie z różnych klas, o odmiennych pozycjach społecznych.

„Bóg najczęściej stoi po stronie silniejszych.”


Akcja płynie powoli. Ktoś mógłby powiedzieć, że monotonnie, ale raczej przychyliłabym się do opinii, że w tej książce jest jak w normalnym życiu czy to obecnym czy ówczesnym. Nie ma wielkich przygód, punktów kulminacyjnych, zwrotów akcji. Powolne dni, przerwane tylko niespodziewanymi wizytami sąsiadów, balem, uroczystością. Jest coś urzekającego w tym powolnym rytmie tej książki. Długimi opisami, jeszcze dłuższymi przemyśleniami i refleksjami. Ten nieśpieszny nastrój owładnął mną zupełnie. Ponadto poprzez zgrabną narracje i bezpośrednie zwroty do czytelnika czułam się uczestniczką zdarzeń co jest bardzo pożądane.

„Tak – pan Yorke lubił prawić odnośnie równości, lecz w głębi duszy był pysznym człowiekiem.”

Romansu jest sporo i wysuwa się na plan głównym jednak warto bliżej przyjrzeć się temu co jest w tle. To właśnie to tło jest siłą i wartością tej książki. Powieść jest portretem społeczno – gospodarczo - obyczajowym początku XIX wieku. Sytuacja polityczna Anglii i jej konsekwencje dla zwykłych ludzi. Jak to wielka polityka zniszczyła życie całym tłumom gawiedź. Do tego świat staje wtedy w progu nowej epoki – epoki wynalazków. Autorka ukazuje jak poszczególne grupy społeczne radziły sobie z tym fantem.

„Cudza ułomność drażniła jego własny błyskotliwy umysł, a ponieważ nie był człowiekiem litościwym nikomu nie oszczędzał swych ciętych uwag, nieświadomy zupełnie jak bardzo i głęboko mogą ranić.”

Relacje między przedsiębiorcami, a ludem. Lud nie ma pracy, we frustracji napadają na przemysłowców niszcząc maszyny. Czyn moralnie zły, ale przechadzając się wraz z autorką po biednej izdebce chłopa z kilkorgiem głodujących dzieci, możemy postawić się w ich sytuacji i zrozumieć motywacje tych rozpaczliwych, a jednocześnie głupich czynów. Coś zrobić musieli. Te napaści były krzykiem rozpaczy.

„Prawdziwą miłość wykluczyć może tylko brak szacunku.”

Relacje kobieta-mężczyzna. Oczywiste jest, że kobieta stała wówczas niżej w hierarchii społecznej. Charlotte Bronte wcale, a wcale nie czuje się jednak gorsza od mężczyzny, czemu daje mocny wyraz poprzez zachowanie swoich głównych bohaterek. Jednocześnie autorka gorzko zauważa, że kobiety pogodziły się ze swoim losem i skupiły się na fatałaszkach, plotkach i herbatkach nie mając do zaoferowania nic więcej. W książce możemy zaobserwować również pesymistyczne spojrzenie na instytucje małżeństwa. Konflikt płci przez, który możliwe, że nigdy kobieta i mężczyzna nie dojdą do porozumienia.

„Każdy człowiek z osobna jest mniej lub bardziej samolubny”.

Słysząc o tym, że kolejna książka Charlotte zostaje wydana, pomyślałam „W końcu”. Mam nadzieje, że wreszcie coś drgnęło na rynku wydawniczym i doczekamy się także polskiego tłumaczenia „The professor”.

„Z samej miłości czy rozżalenia się nie umiera.”

Kończąc: „Shirley” to naprawdę bardzo dobra książka. Daje jej 10/10 punktów.

„A jednak mam taki niespokojny umysł: dzień i noc płonie we mnie pragnienie, którego nie potrafię określić: by żyć, by działać, by cierpieć jak sądzę.