sobota, 29 czerwca 2013

„Kronika ślubnych wypadków” Jessica Hart



Cykl wydawniczy: KISS
Wydawnictwo: Harlequin
Data wydania: 31 maja 2013
Liczba stron: 240

Seria Kiss to nowe oblicze znanych wszystkim Harlequinów. Są radosne, seksowne, słodkie, skierowane do nowoczesnej kobiety. „Kronika ślubnych wypadków” właśnie taka jest. Niewiasta, przedstawiona w serii Kiss, to nie idiotka czekająca na księcia z bajki. To samodzielna dama, która może być na przykład… inżynierem! Czy kobieta nadzorująca grupę robotników może się zakochać? A jakże!

Frith lubi być samowystarczalna. Ma własny plan na życie i czuje się bezpieczna odhaczając kolejne jego punkty, a relacja uczuciowa nie jest w nim uwzględniona. Posiada rozpieszczoną, przyrodnią siostrę, która właśnie wychodzi za mąż, a Firth musi zorganizować wieczór panieński. Jaką rolę odegra w tym George Challoner – irytujący mężczyzna, zbyt wspaniały, by mógł zainteresować się nudną i pedantyczną kobietą? Czy Firth dopuści mężczyznę do nowego życia, mimo że nie był on przewidziany w jej koncepcie? Zapraszam do czytania.

Co mogę powiedzieć? To świetny romans! Historia przedstawiona w powieści przeniosła mnie w inny świat. Wydarzenia były dość przewidywalne, ale tu nie chodzi o niewiadomo jaką niesztampowość. Nie grzeszyły także realnością, ale nie można tej niewielkiej, różowej książeczki traktować poważnie. Siłą tej książki było poczucie humoru. Zaśmiewałam się niczym norka, gdy czytałam o konfrontacjach Firth i Georga.  Jeszcze zabawniejsze były momenty rozmów dwóch sióstr – jednej odpowiedzialnej i spokojnej, drugiej infantylnej i rozpuszczonej. Dowcip nadał książce lekkości i dzięki niemu przymykałam oczy na błędy.

Bohaterowie zostali ciekawie wykreowani, choć pisarka naszkicowała ich grubą kreską. Przewybornie spędziłam z nimi czas. Szczerze kibicowałam postaciom i na parę godzin czytania stały się mi one naprawdę bliskie. Język tekstu był bardzo przeciętny, ale pasuje do opowiedzianej historii. Na szczególną uwagę zasługuje żartobliwy ton romansu. Widać, że autorka traktuje pisanie jak dobrą zabawę

Rewelacyjnie bawiłam się przy „Kronice ślubnych wypadków”. Oderwałam się od rzeczywistości. Powieść nie trąci pretensjonalnością, a za to przesycona jest dobrym żartem. Myślę, że mogę polecić każdemu, kto lubi czasem pośmiać się nad książką (nawet jeśli inni patrzą na nas jak na wariatów). 


piątek, 28 czerwca 2013

„W kajdankach namiętności” Piotr Kołodziejczak



Wydawnictwo: Borgis
Data wydania: 2013
Liczba stron: 230


Po kryminały sięgam nieczęsto. Wolę te wzbogacone wątkiem romansowo-obyczajowym i właśnie taką książką jest utwór pana Kołodziejczaka. Pisarz sięga po swoje ulubione tematy – zdrady, kobiece niespełnienie, nuda w związku, kłamstwa i morderstwa.

Justyna to młoda kobieta z ustabilizowanym życiem uczuciowym. Ma męża i dorastającą córkę. Posiada również kochanka. Bohaterka obawia się, że jej romans może wyjść na jaw, jednak jak na osobę, która się boi, zachowuje się niezwykle lekkomyślnie. W tle oczywiście pojawiają się morderstwa… Co łączy morderstwa z Justyną? Czyżby kobieta była w niebezpieczeństwie? Dowiecie się tego, jeśli przeczytacie tę książkę.

Tematyka książki niezmiernie przypadła mi do gustu. Autor poza historią, która jest osią tej powieści, wplótł wspomnienia innych ludzi. Bardzo podobała mi się różnorodność przeżyć wszystkich postaci. Jeśli chodzi o wątek kryminalny to był całkiem zgrabny i bardzo dobrze współgra z warstwą obyczajową. Rozwiązanie zagadki nasunęło mi się na samym początku lektury, co niestety nie jest pozytywne.

„W kajdankach namiętności” – tytuł działa na wyobraźnie, prawda? Powieść jednak wyłamuje się z nurtu powieści erotycznych. Brak tej namiętności, brak porywu uczuć i nieodpartego erotyzmu. Myślę, że to tym mocniej podkreśla i uzasadnia zdradę Justyny, która szuka w/w emocji poza domowym ogniskiem.

Postaci przedstawione w książce były dobrze skonstruowane. Zachowują się zgodnie ze swoim rysem psychologicznym. To portrety ludzi, którym orgazm myli się z miłością. Gdy tylko orgazmy przestają być wystarczająco intensywne, „miłość” się kończy. Mówią, że to kolejna pomyłka, że to nie tego szukali, widząc winnego w każdym byle nie w sobie.

Największym plusem powieści jest poczucie humoru Piotra Kołodziejczaka. Jest dosadne, a niekiedy nawet zahacza o purnonsens. Doceniam to.
Polecam tę powieść młodym kobietom ku przestrodze.
6+/10


Za możliwość przeczytania dziękuję:

wtorek, 25 czerwca 2013

„Chuliganka” Izabela Jung



Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 5 czerwca 2013
Liczba stron: 288

Ta książka porusza bardzo aktualną tematykę. Ale zastanawiam się, czy Pani Izabela Jung rzeczywiście miała na celu wpisać się w światowy dyskurs na temat Islamu. Strony, obrazki i teksty, przeciw islamizacji Europy, powstają jak grzyby po deszczu. Kolejnym ważnym zagadnieniem poruszanym w powieści jest sytuacja ludzi żyjących w Czeczenii. Pisarka przybliżyła ten problem, w sposób jasny i sprawiła, że zaczęłam Czeczenom współczuć. Pewne ich desperackie i niekiedy nielogiczne kroki są krzykiem rozpaczy.

„Kochałam, znaczy wybaczałam, zgadzałam się, mimo że się nie zgadzałam, czekałam, mimo że za cholerę nie chciałam już czekać, wierzyłam, pragnęłam, miałam wielką pierdoloną nadzieję. Myślałam o nim bezustannie...”


Ewa, tytułowa chuliganka, to osoba z uporządkowanym życiem. Energiczna matka, żona, spełniona zawodowo kobieta. Ziściły się jej wszystkie sny i marzenia. Owszem, przechodzi małżeński kryzys, ale zdarzają się one w najlepszych związkach. Główna bohaterka remontuje dom, dlatego zatrudnia uchodźców z Czeczeni.  Dostrzega wśród nich Zeliema - przystojnego, dziesięć lat młodszego od niej Muzułmanina. Z jednej strony wrażliwego, empatycznego i ambitnego, a z drugiej wierzącego, głęboko osadzonego w swojej patriarchalnej kulturze, otoczonego murem obojętności. Mimo różnic dzielących tę parę, wybucha między nimi pożądanie. Jak skończy się ten ekscytujący romans? Co może wyniknąć ze zderzenia kultur? Czy miłość rzeczywiście pokonuje wszystkie przeszkody?

Teoretycznie w fabule nie ma nic intrygującego. Ot, znudzona perfekcyjnym życiem kobieta wdaje się w romans z egzotycznym przystojniakiem. Autorka tchnęła w tę powieść jednak mnóstwo niebanalności. Siłą książki jest to, że porusza problemy, które spotykamy na każdym kroku. Taka Ewa żyje wśród nas. Powinna być zadowolona. Ma wszystko to, czego każdy powinien pragnąć. A jednak czegoś jej brak. Warstwa obyczajowa została świetnie naszkicowana. Od razu widać, że Izabela Jung jest psychologiem, bo największą uwagę poświęciła człowiekowi. Pisarka wie, że poczucie bezpieczeństwa i dobrobyt materialny nie jest gwarancją szczęścia i spokoju wewnętrznego. Kolejny poruszany problem to zderzenie się kultur. Świat robi się coraz bardziej multikulti i na każdym kroku spotykamy się z ludźmi z innych kręgów kulturowych. Nie wszyscy sobie z tym radzą. Pogłębiają się różnice, zamiast zniknąć, w trakcie obcowania ze sobą. „Chuliganka” tym głębokim realizmem i dotykaniem rzeczywistych problemów, różni się od innych powieści tego typu.

Postacie są doskonale wykreowane. Naturalnie autorka skupiła się na bohaterce tytułowej. Ma ona mentalność chuliganki. To dziecko uwięzione w okowach codziennego kieratu. To dzika chuliganka, które chce żyć, istnieć, czuć i śpiewać. Ewa to dziecko, dlatego zakochuje się jak dziecko. Ale przy tym wszystkim ma świadomość siebie i stara się, trzymać ster życia w swoich rękach. Jest to postać niejednoznaczna. Mam wobec niej mieszane uczucia, bo Ewa to naprawdę dziecko, a dzieci to samolubne stworzenia. Jeśli czegoś pragną, to działają, by to dostać za wszelką cenę. Z jednej strony nie potrafię, nie potępić jej za infantylizm, brak dumy, nieumiejętność przyjęcia „nie” do wiadomości, a z drugiej strony podziwiam odwagę, w byciu właśnie takim dzieciakiem. Mówi głośno, że stateczna, spokojna miłość, taka dojrzała i wychwalana przez wszystkich to dla niej za mało. Ona chce płonąć, jarzyć się od emocji i doświadczać. Nie zważa na potępienie społeczne. Doskonale zdaje sobie sprawę, że w jej wieku „nie wypada” zakochiwać się na zabój. Że to nieeleganckie szaleć za mężczyzną.  Ale niczym dziecko nieświadome norm społecznych, robi, co chce.  Powiem tylko, że jakkolwiek by nie oceniać głównej bohaterki nie pozostawia ona czytelnika obojętnym. Zeliema trzeba poznać samodzielnie. Nie da się oddać krótkimi słowami złożoności tej postaci. Na kształtowanie jego osobowości wpłynęło tak wiele czynników, że krótka relacja nt. jego charakteru zbytnio go uprości.
Chciałam skrytykować nieobecność męża głównej bohaterki. Romans toczy się w najlepsze, a on stoi gdzieś tam z boku rzadko wspominany. Miałam to skrytykować, bo przecież kryzys przechodzą obie strony, ale zrozumiałam, po wysłuchaniu powodowań pisarki, że to był celowy zabieg, podkreślający bezbrzeżną samotność Ewy. Mąż jest w tle. Nigdy obok niej. Nie dzieli z nią życia. Kobieta skazana jest tylko na siebie.

Język powieści nie do końca przypadł mi do gustu. Styl dość przeciętny, nic specjalnego, lekko niedoświadczony. Momentami zbytnio przesłodzony – zbyt wiele kochanie i misiaczków na metr kwadratowy, a w innych momentach pisarka wulgaryzowała bez potrzeby.

„Chuliganka” to powieść wzbudzająca naprawdę wiele emocji, dzięki żywym i autentycznym bohaterom. Wydają się tacy realistyczni, a wydarzenia w powieści przesycone namiętnością, graniczącą z szaleństwem.  Niestety mimo tej intensywności przeżyć ukazanej w książce, zdarzały się momenty dłużyzny, jednak w ogólnym rozrachunku było ich niewiele i namiętność unosząca się nad stronami „Chuliganki” przeważa.


piątek, 21 czerwca 2013

„Dotyk Julii” Tahereh Mafi



Tłumaczenie: Małgorzata Kafel
Tytuł oryginału: Shatter Me
Seria/cykl wydawniczy: Moondrive
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 25 czerwca 2012
Liczba stron: 336

Zaczyna się ciekawie. Wylądowałam w szpitalu psychiatrycznym. Puste ściany, jedyną możliwością jest patrzenie w dal.  Można wspominać swoje życie i wszystkie utracone szanse. Jednak to doprowadzić może do jeszcze większego szaleństwa. Lepiej nie myśleć. Julia żyje całkowicie odseparowana innych pacjentów. Od ponad dwustu dni do nikogo się nie odezwała. Znalazła się w tym strasznym miejscu, ponieważ dysponuje niezwykłym darem przekleństwem. Jej życie może się jednak odmienić za sprawą przystojnego Adama i jeszcze przystojniejszego Warnera, który poprzez umiejętności Julii pragnie osiągnąć swoje własne cele. A wszystko to w uroczym antyutopijnym krajobrazie.

W czasie czytania początkowych rozdziałów naprawdę mi się podobało. Myślałam, że ta książka jest oryginalna. Nie wynikało to do końca z fabuły, a raczej ciekawego zapisu graficznego. Niektóre słowa zostały przekreślone, dzięki czemu poznałam dogłębnie tok myślenia Julii, zanim zdążyła samą siebie ocenzurować. Z każdą kolejną stroną wrażenie oryginalności malało, a wzrastała irytacja. To nie antyutopia – to romans.

Główna bohaterka nawet mi się na początku podobała. Wydawało mi się, że autorka próbuje stworzyć ciekawy portret psychologiczny dziecka odtrąconego nie tylko przez środowisko, ale też przez rodziców. Kogoś, kto pomimo złego traktowania, zachował w sobie dobroć i człowieczeństwo. I poniekąd tak było – na początku. Julia prędko staje się rozedrganym kłębkiem zakochanych hormonów, który myśli tylko o dotyku ukochanego mężczyzny. Do tego jej idealność i nieskazitelność moralna, w pewnym momencie, zaczyna być irytująca. Właściwie jedynym bohaterem, który mnie zainteresował to psychopatyczny Warner. To rozdziałów z jego udziałem wyczekiwałam, ale wszystko, co dobre szybko się kończy. Nawet jego niezdrowa obsesja posiadania Julii była ciekawsza, aniżeli mdłe uczucie głównych bohaterów. No cóż, jest przystojny, opiekuńczy i w sumie to niewiadomo jaki. Młodzi zakochują się w sobie bez zamiany ze sobą choćby kilku słów. Ot chwila i już wybucha wielka miłość, która trwa przez lata. No i co z tego skoro w ogóle się nie znają? Przecież to miłość! Miłość nie wymaga rozmowy.

Co mogę powiedzieć o wykreowanym świecie przedstawionym? Naprawdę niewiele. Coś tam Mafi nawet napomknie o tym, że dzieje się źle, że Komitet Odnowy krzywdzi, że niebezpiecznie, ale żebym jakoś dogłębniej ten świat poznała to zdecydowanie nie. Opis miejsca przedstawionego w powieści został zamieniony na dogłębną analizę relacji damsko-męskich.

Język to chyba najgorszy aspekt książki. Można by pomyśleć, że mi się spodoba – jest poetycko i metafor bez liku, ale sztuczne i to widać. Z przykrością stwierdzam, że autorka nie potrafi posługiwać się taką mową. Elementy, z których stworzona jest przenośnia wydają się być zupełnie przypadkowe.  Przykładem może być „Lato niczym garnek duszonego mięsa…”. A jeśli nawet są dobrane poprawnie to czuć w nich pretensjonalność.  Mafi nafaszerowała tekst licznymi epitetami. Zapewne miało to na celu sprawienie, by język książki był plastyczny i sugestywny.  Jednak większość pisarzy tego nie stosuje. To taki laicki zabieg. Umberto Eco, dla przykładu, po napisaniu jakiegoś tekstu, pierwsze co robi, to usuwa przymiotniki.  Niektóre dialogi w „Dotyku Julii” były niepotrzebne, nie mówiły o niczym konkretnym. Zaistniały tylko po to, by bohaterowie powieści mogli wyrazić wzajemne uwielbienie. Do tego zapisy numerów cyframi – a nie, jak powinno być, słownie. Drobiazg, ale doprowadzał mnie do szaleństwa.

Kto wie, może ta książka powinna otrzymać kilka punktów więcej? Nie przeczę. Ale oceniam ją pod wpływem emocji. A z mojej strony wygląda to tak, że czytanie tej książki było mordęgą. Nieumiejętna poetyzacja języka tylko drażni, z obrzydzeniem wpatrywałam się w wielostronicowe (naturalnie wypełnione po brzegi idiotycznymi metaforami) opisy sukienki, pokoju, kształtu małżowiny usznej ukochanego (sic!). Romans wysunął się na pierwszy plan, spychając wszystko inne w cień. Dawno nie wynudziłam się tak przy czytaniu książki. Każda kolejna strona była dla mnie katuszą.
Polecam osobom, które lubują się w miłości od pierwszego wejrzenia, słodkich jak miód wyznaniach miłosnych z lichym dodatkiem antyutopii. 4/10

Za możliwość zapoznania się z tą powieścią dziękuję serdecznie: