środa, 19 marca 2014

"Justyna Kowalczyk. Królowa Śniegu"



Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 4 lutego 2014
Liczba stron: 264

Justyna Kowalczyk prędko stała się narodowym skarbem, niczym niegdyś Adam Małysz. To góralka, która jako druga kobieta w historii biegów narciarskich, zdobyła puchar świata trzy razy z rzędu. Fani cenią ją za bezkompromisowość i za cięty język. Na każdą przeciwność losu reaguje swoim słynnym, szerokim uśmiechem. Nie trzeba być fanem sportów zimowych, by znać i lubić Królową Śniegu.

Bogdan Chruścicki to dla osoby w moim wieku, człowiek odwieczny. Od zawsze komentuje on zawody sportowe w Polskim Radiu. Karierę dziennikarską rozpoczął w Polskiej Agencji Prasowej. Od pierwszej linijki publikacji słychać, że jest ogromnym fanem.

Justyna Kowalczyk urodziła się w  19 stycznia 1983 rok w Limanowej. Doskonale się uczyła, została laureatką w olimpiadzie polonistycznej. Rodzice pragnęli, by została prawnikiem, ale Królowa Śniegu miała własny plan na życie. Jej los jako narciarki biegowej przypieczętowało spotkanie Alexandra Wierietielnego.

Muszę przyznać, że Pan Chruścicki to człowiek z pasją i słychać to w każdym słowie. Z wielką radością i ze znawstwem opowiada nie tylko o losach Justyny Kowalczyk, ale i o historii igrzysk olimpijskich i o rozwoju narciarstwa biegowego w  Polsce. Szkicując tło historyczne, jednocześnie najwięcej uwagi poświęca najwięcej uwagi multimedalistce – jej drodze do miejsca w którym znajduje się aktualnie.
                                                                                          
Ta publikacja wydawała się mi niezwykle osobista i jest swoistym hołdem złożonym Królowej Śniegu. To cudowne spojrzeć na nią z tej nowej perspektywy, choćby i była nieobiektywna, to jednak ja osobiście poczułam ten czysty zachwyt nad osiągnięciami Kowalczyk. Nie śledząc uważnie kariery Justyny, większość informacji kojarzyłam z programów informacyjnych, a także z profilu na facebooku, gdzie utrzymuje ona stały kontakt z fanami.

Styl tekstu jest typowo pamiętnikarski. Ma swój urok, szczególnie dla fanów sportu, ponieważ czuje się jakby Pan Bogdan Chruścicki lekko rozmawiał z czytelnikiem w karczmie nad kuflem ulubionego piwa. Autor książki opisując dane wydarzenia, wyciąga z nich wnioski, ale też opisuje swoje emocje związane z danym zachowaniem Góralki. Z drugiej strony mam dojmujące wrażenie „chwilowości” tej książki. Ta publikacja nie jest przekrojową biografią, tylko chwilowym ekwiwalentem na ten moment, gdy podniecenie Igrzyskami w Soczi sięga zenitu, a popyt na tego typu książkę niebywale wzrośnie. Liczę, że kiedyś powstanie świetna biografia, która przedstawi obszernie życie Justyny Kowalczyk. „Justyna Kowalczyk. Królowa Śniegu” wydawała mi się bardziej  blogowym pamiętnikiem, bądź też lekkim programem publicystycznym, w którym Bogdan Chruścicki podzielił się swoimi luźnymi spostrzeżeniami.
Wiernym fanom Justyny Kowalczyk spodobają się z pewnością zestawienia z osiągnięciami na różnych zawodach. Kobieta wzbudziła we mnie podziw, gdy spojrzałam na jej wyniki i stopniowe wspinanie się po Pucharu Świat. W roku 2001 zajęła miejsce 103, w 2002-2003 – 88, a już w 2007 stanęła na podium.

„Justyna Kowalczyk. Królowa śniegu” została przepięknie wydana. W twardej okładce ukryte zostały piękne zdjęcia, fascynujące wykresy i mapki, a także tabele. Jeśli chodzi o zdjęcia to przedstawione zostało na nich całe życie Góralki – począwszy od zdjęć Kasiny Wielkiej, poprzez fotografie z jej Komunii Świętej, aż po zdjęcia Justyny Kowalczyk na podium. 

Polecam fanom Justyny Kowalczyk. Osobiście uważam, że publikacja ta idealnie nadaję się na prezent, gdyż według mnie ma więcej wartości jako cacko, aniżeli książka o wartości merytorycznej.
7/10

czwartek, 6 marca 2014

"Zaklęcie dla Cameleon" Piers Anthony



Tłumaczenie: Paweł Kruk
tytuł oryginału: A Spell for Chameleon
seria/cykl wydawniczy: Xanth tom 1
wydawnictwo: Nasza Księgarnia
data wydania: marzec 2012
liczba stron: 448

Przejdę od razu do rzeczy, mianowicie do fabuły. Rzecz dzieję się w czarodziejskiej krainie o nazwie Xanth. Wszyscy jej mieszkańcy posiadają magiczny talent, a jeśli go nie przejawiają oznacza to, że muszą zostać wygnani do zwykłego ludzkiego świata. Bink ma właśnie taki problem. Nigdy nie przejawił żadnej nadnaturalnej zdolności. Niebawem ma pozostawić swoją rodzinę, kraj urodzenia, narzeczoną tylko dlatego, że nie potrafi czarować. Chłopiec świecie wierzy, że posiada magię, dlatego wyrusza do czarodzieja Humfreya, który podobno potrafi mu pomóc. Co spotka Binka podczas tej wyprawy?

„Kiedyś odkryjesz, że opinie miernych ludzi są bezwartościowe.”

Ogólnie rzecz ujmując książka mi się podobała. Na szczególną uwagę zasługuje ciekawy świat, w którym żyją czarownicy, centaury, smoki, harpie i wiele, wiele innych. Autor nie poszedł na łatwiznę i od podstaw stworzył interesującą rzeczywistość. Niekiedy można było wyłapać pewne nieścisłości, ale zrzucę to na karb tego, że magia nie jest i nigdy nie będzie logiczna.

„Iluzja potrafiła zabić – jeśli, ktoś traktował ją jak prawdę.”

Pan Anthony miał ciekawy pomysł na fabułę. Jednak patrząc całościowo czegoś w nim zabrakło. Tego, cudownego składnika, który pochłania czytelnika i nie pozwala mu odłożyć książki. Czytałam z przyjemności i zaciekawieniem, ale nie z zapartym tchem. Przygody Binka, owszem, były interesujące, ale akcja utworu była bardzo liniowa. Biegła od początku do oczywistego końca.
Ponadto wydarzenia rozgrywające się w książce dzieją się w dość statycznym tempie. Autor wprowadza nas w ten świat, nie serwując czytelnikom zbytnich wstrząsów.

„Izolacja oznacza stagnację.”

Język tekstu jest poprawny. Autor zastosował neologizmy, ale zrobił to z wyczuciem, dzięki czemu tekst pod względem stylistycznym odebrałam bardzo dobrze.

„Ci, co nie patrzą niczego nie zobaczą.”

Bohaterowie „Zaklęcia dla Cameleon” posiadają dosyć dobrze wykreowane charaktery. Każda osoba ma wyindywidualizowaną osobowość i sposób zachowania. Postać główna książki jest chłopcem przeciętnym i całkiem rozumnym, dzięki czemu łatwo było mi się utożsamić z jego niedolą. Znacznie gorzej prezentuje się kreacja płci pięknej w tej powieści. Kobiety są albo piękne i głupie, albo brzydkie, ale inteligentne. To się nie łączy. To stereotypowe przedstawienie pań w książce odrobinę mnie zirytowało.

„Zwycięzca zawsze przedstawia przegranego jako istotę całkowicie zepsutą, co usprawiedliwia zwycięstwo.”

Ta powieść kojarzy mi się z wieczorynkami dla dzieci. Nie próbuję tej książki obrazić, a oddać jej specyfikę. Główny bohater przeżywa wiele przygód, niektóre bywają groźne, staje w oko w oko ze strasznymi potworami, ale nic nie jest zbyt przerażające, by nie odstraszyć milusińskich, nic nie jest zbyt groźne, bo dzieciom nie można rzucać w oczy śmiercią, nic nie jest zbyt mroczne, by nie zaniepokoić pociech. Wszystko musi się dobrze skończyć, bo ta bajka jest przeznaczona, dla dzieci, a one muszą wierzyć, że dobro wygrywa i główny bohater zawsze wychodzi z opresji obronną ręką. Ta książka to baśń. A baśnie powstają na odwiecznych schematach. Nie wymagajmy od niej więcej niż może nam zaoferować. 

Nie mam jednoznacznej opinii, co do tej powieści. Jest to dobre czytadło, chwilami nużące, innym razem irytujące, ale z pewną baśniową atmosferą.
7/10