Patrząc na okładkę, widzę książkę słoneczną i obiecującą szczęśliwe zakończenie. Jednak stało się inaczej. Nie bardzo rozumiem ten dysonans między okładką a treścią.
Opowiada o Marcie. Dziewczynie, która boryka się z traumą z dzieciństwa – molestowaniem seksualnym przez ojczyma oraz obojętną na wszystko matką. Szukając miłości i akceptacji popełnia kolejny życiowy błąd. Marta jest dziewczyną pełną sprzeczności. Nieufna, we wszystkim doszukuje się drugiego dna, jednocześnie łatwowierna nabierając się na słodkie słowa „moja ty sarenko o smutnych oczach”…
No właśnie jest straumatyzowaną dziewczyną po przejściach czy może skrzywdzonym dzieckiem potrzebującym odrobiny miłości? Pozbawiona jej jako dziecko chwyta nawet ochłapy uwagi oraz przejawy zainteresowania i troski. Widzę ją jak dziecko. Nie jest dojrzała. Ona potrzebuje opieki. Nie otrzymuje jej od nikogo. W książce obserwujemy jej usamodzielnianie się. Uwalnianie od demonów przeszłości.
Podoba mi się u tej autorki to, że postacie nie są czarno-białe. Są oczywiście postacie stricte złe, ale u większości postaci dobro i zło się miesza. Pani Ostrowska to nam czytelnikom pozostawia ocenę moralną bohaterów. Kolejną rzeczą godną pochwały to rozemocjonowanie książki. Maksymalnie wciągnęła i żywo oddziaływała na moje własne emocje.
Pojawia się końcowe pytanie. Czy książka skończyła się tragicznie czy był happy end? Możnaby polemizować. Mnie osobiście wpędziła ona w lekką depresje. Jeśli jest wam źle nie czytajcie jej, będzie wam jeszcze gorzej. (cytat J.L. Wiśniewski)
Ogólnie polecam 5.5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Jestem ogromnie wdzięczna w uczestniczeniu w życiu mojego bloga.
Komentarze anonimowe będą kasowane (proszę o przedstawianie się).