Liczba stron: 576
Tytuł oryginału: Bloodhound
Rebecca
Cooper zakończyła szkolenie na tak zwanego „psa” i została
pełnoprawnym członkiem Gwardii Starościńskiej. Jest bardzo
drobiazgowa w pracy, co nie przysparza jej zwolenników, także wśród
swoich kompanów. Nikt nie chce współpracować z takim nadgorliwym
„terierem”. Do tego narobiła sobie wrogów pośród przestępców
i teraz czyhają na jej życie. Wie, że powinna wyjechać i przestać
rzucać się w oczy, do czasu aż sytuacja się uspokoi, dlatego
dowództwo wysyła ją do miasta portowego Coynn, gdzie to grasuje
szajka podrabiająca pieniądze. Potrzebny jest ktoś, kto
przeprowadzi śledztwo pod przykrywką, a to idealne zadanie dla
dziewczyny, która musi zniknąć na jakiś czas. Czy poradzi sobie z
nowym wyzwaniem? Kto ją wesprze? Na pewno nie Drapek, gdyż on musi
zająć się swoimi gwiezdnymi sprawami.
„Magia
złota” przypadła mi do gustu. Akcja powieści wciąga i ciekawi.
Chciałam jak najprędzej dowiedzieć się, kto dowodzi rzeczoną
szajką fałszerzy pieniędzy. Do tego świat przedstawiony
wzbogaciła nowa sceneria miasta portowego. W książce czuć było
atmosferę nadmorskich oberży. Zdecydowanie zmiana otoczenia
przydała się to również Rebecce, która zaprezentowana w nowych
okolicznościach, trochę zyskała w moich oczach. Przyznam szczerze,
że zagadka wciągnęła mnie mocniej w pierwszej części. Jej
rozwiązanie było bardziej zaskakujące, ale też Pierce
przedstawiła ją bardziej spójnie i logicznie. Jedno wydarzenie
wynikało z innego, a w „Magii złota” nic nie wynika z niczego.
W
całym tekście czułam przegadanie. „Magia złota” jest trochę
przegadana. Rozrosła się aż o ponad osiemdziesiąt stron w
stosunku do swojej poprzedniczki. O ile spora objętość w przypadku
pierwszego tomu cyklu jest uzasadniona, to w drugim nie ma takiej
potrzeby, zwłaszcza że nie dowiedziałam się zbyt wielu nowych
rzeczy o świecie przedstawionym.
Powiew
świeżości wprowadzili nowi bohaterowie. Dzięki nim protagonistka
mogła pokazać się od innej strony. Między innymi Rebecca musiała
zmierzyć się z pierwszym miłosnym drżeniem serca. Obiektem jej
uczuć stał się niejaki Dale Rowan, wyjątkowo czarujący i pewny
siebie mężczyzna, który sprawia, że dziewczętom miękną kolana.
Problem pojawia się, gdy można podejrzewać, że jest zamieszany w
sprawę fałszerstw. Autorka świetnie przedstawiła „teriera”,
dla którego odpowiedzialność za innych stoi zawsze na pierwszym
miejscu.
Styl
nie ewoluował; pasuje on do tematyki cyklu. Owszem, przyznam, że
wciąż wprawiał mnie w zakłopotanie fakt, iż główna bohaterka
nazywa swoje piersi „brzoskwinkami”. Po pewnym czasie jednak
przyzwyczaiłam się do tej nastoletniej maniery i pogodziłam z tymi
infantylnymi wstawkami.
Może
dlatego, że czytałam tomy cyklu jeden po drugim, miałam wrażenie
powtarzalności. Becca samodzielnie wpada na trop pewnej zagadki,
zwracając uwagę na rzeczy, których nikt nie chce zauważać.
Oczywiście tylko ona potrafi tak połączyć fakty, by stworzyć z
tego logiczną całość. Jakby tylko sama jedna posiadała intelekt,
a reszta w czasie pracy patrzy w sufit i czeka na koniec zmiany.
Momentami ta wspaniała bystrość protagonistki była przerysowana.
Wydanie
wygląda bardzo ładnie. Okładka prezentuje się estetycznie i
pasuje do tej z poprzedniego tomu. Ponadto wydaje się wytrzymała.
Grzbiet się nie złamał, pomimo wielokrotnych powrotów do
ulubionych momentów. Pisarka dołączyła liczne dodatki takie jak
mapę portu Coynn, krótki opis Gwardii Starościńskiej i jej
podziały wewnętrzne, dzielnice w mieście stołecznym, spis
postaci, a także słowniczek niezrozumiałych wyrażeń.
„Magia
złota” wciągnęła mnie i bardzo przyjemnie spędziłam przy niej
czas. To godna kontynuatorka „Klątwy opali”. Posiada mnóstwo
zabawnych momentów. Szczerze polecam i z niecierpliwością będę
oczekiwała kolejnej części. Stęskniłam się za bohaterami
występującymi w pierwszym tomie, dlatego mam nadzieję, że w
ostatnim autorka powróci do Niższego Miasta i rozwinie wątki
przyjaciół Becki.
5/10
nie znam calkowicie tej serii. Strasznie nisko oceniona zostala.
OdpowiedzUsuńOprócz oceny (cyfrowej) zapraszam również do przeczytania tekstu (tego literowego).
UsuńDobrze, że kontynuacje jest dobra.Często bowiem kiepsko z tym bywa.
OdpowiedzUsuńRecenzja jak zawsze wnikliwa. Nie znam serii, ale po Twojej recenzji nie jestem przekonana, czy powinnam po nią sięgać
OdpowiedzUsuńPolecam dla czystej rozrywki. Jeśli aktualnie nie masz ochoty na nic tak lekkiego, to raczej Ci się nie spodoba.
UsuńBardzo ciekawa, wnikliwa recenzja i wyważona ocena. Ciekawy ten Twój blog. Co do książki, to widzę, że jeszcze będę musiała się mnóstwo razy zastanowić, zanim po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Bardzo dziękuję za uwagę i za pochlebną opinię!
UsuńJa tam lubię takie lekkie książki, zwłaszcza fantastyczne. ,,Brzoskwinki" mnie rozbroiły i jeśli znajdę gdzieś pierwszy tom to się skuszę
OdpowiedzUsuńNa razie podziękuję ;)
OdpowiedzUsuńMoże tę pierwszą część rzeczywiście poszukam...
OdpowiedzUsuńLubię czasem sięgać po książki fantasy. Często jednak jestem opóźniona i zaczynam czytać, gdy już ukazuje się drugi, trzeci tom. To ma dobre strony, bo wiem czy autorka/ autor rozwija się i czego się spodziewać:)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie spotkałam się z tą serią i nie poznałam tomu pierwszego. Jednak względem książki mam mieszane odczucia, więc nie wiem czy się skusze.
OdpowiedzUsuńNiestety cykl nie będzie w moim guście czytelniczym, więc nie będę go nawet zaczynać.
OdpowiedzUsuńPo Twojej recenzji naszła mnie taka myśl: faktycznie czy po przeczytaniu I tomu jakiejś serii nie lepiej zrobić sobie przerwę czy od razu brać się za kolejny tom, jak to wpływa na odbiór książki...
A własnie, że nie! Przerwa sprawia, że człowiek zapomina, co w poprzedniej części było, a serie tego typu to zwykle jedna całość. A jeśli autor swoim stylem sprawia, że wrażenie powtarzalności wydarzeń się pojawi... cóż, to raczej źle o nim świadczy.
UsuńMimo wszystko jestem dość ciekawa tej powieści :)
OdpowiedzUsuńCzytałam oba tomy i jak dla mnie oba trzymają poziom.
OdpowiedzUsuńTej serii nie znam, może uda mi się kiedyś przeczytać.
OdpowiedzUsuńNie skuszę się - to nie moje klimaty ;)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za czytaniem fantasty. Co prawda kilka razy skusiłam się na ten gatunek i ogólnie nie było tak źle, mimo to na co dzień wolę coś innego.
OdpowiedzUsuńPowyższej serii nie znam, ale jakoś nie jestem nią zainteresowana. Niemniej cieszę się, że czas spędzony przy tej lekturze nie uważasz za stracony.
Gatunek nie mój, ale za to pomyślałam sobie, że chętnie poczytałabym coś o tej portowej rzeczywistości (z nieco dawniejszych czasów, żeby przy brzegu cumowały raczej żaglowce niż parowce), tej ze spelunami i klnącymi marynarzami. Takiej surowej, paskudnej. Mniam. :P
OdpowiedzUsuńBrzoskwińki? No nie wiem. :) Chyba tym razem jednak odpuszczę.
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie...
OdpowiedzUsuń