To kontynuacja serii „Saga rodziny Cynsterów”. Nie czytałam poprzedniej części, ale zdaje się, że nie jest to konieczne. Każdy tom tworzy osobną, autonomiczną historię, zaś ród Cynsterów stanowi spoinę.
Thomas wychował się
na wsi, jednak pokochał życie w mieście. Jest bogaty i dobrze mu
się wiedzie. Wie, że powinien zająć się przedłużaniem rodu,
jednak nieśpieszno mu do tego. Gdy dowiaduje się, że bliska dla
niego rodzina ma kłopoty, wraca w rodzinne strony. Tam okazuje się,
że synowie jego opiekuna przejęli władzę nad majątkiem i
dokonują dziwnych posunięć. Ponadto część ludzi mocno się
rozchorowała z zupełnie niewiadomych przyczyn, a osoba która miała
im pomóc niespodziewanie umiera. Wszystko to tworzy skomplikowaną
mozaikę, którą główny bohater postara się rozwiązać. Nie
będzie tego robił jednak sam, gdyż towarzyszyć mu będzie miłość
z dzieciństwa – Lucilla, która wciąż coś czuje do Thomasa.
Zacznę od
pozytywów. Książka jest ciekawa i trzymająca w napięciu. Nie
przynudza, pragnęłam wiedzieć, jak potoczą się losy bohaterów.
Nie domyśliłam się na czym polega intryga, tym samym z zapartym
tchem oczekiwałam na rozwiązanie zagadki. Romans w historycznym
anturażu zawsze czytam z przyjemnością. Połączenie tego z
tajemniczą zagadką jest całkiem udane.
Styl tekstu kuleje.
Nie do końca rozumiem strukturę zdań, których używała autorka.
Ponadto słownik Laurens nie tylko jest ubogi, ale i dość
przypadkowy. Jednak, by napisać nawet romans historyczny, trzeba być
z językiem za pan brat. Tym razem tak się nie stało. Kolejną moją
uwagą jest to, że z czasem powieść traci początkowy impet.
Ostatnie rozdziały nie są tak intrygujące jak początkowe. Do tego
autorka często urywa wątki przez co wcale nie dynamizuje powieści,
a prawie ją szatkuje.
Bohaterowie są
przyjemnie skonstruowani, choć trudno im odmówić
jednowymiarowości, zwłaszcza, gdy przyjrzę się postaciom męskim.
Główna bohaterka to jednak osoba wyemancypowana, mądra i pełna
energii. Zawsze postępuje słusznie, nawet jeśli to jest trudne i
niepopularne. Thomas to taki typowy skrzywdzony mężczyzna
„chciałbym, ale się boję”. To trochę irytująca kreacja.
Ogólnie oceniam tę
„Uwodzicielkę” pozytywnie, lecz autorka powinna popracować nad
stylem, bo to psuje ogólny odbiór całokształtu. Akcja powieści
powinna płynąć, a nie strzępić się jak nieobrębiona tkanina.
Może pisarka powinna również sięgnąć po kilka książek
napisanych w epoce, dzięki czemu lepiej wczuje się w realia tamtych
epok.
Okładka estetyczna,
typowo romansowa, ale podobają mi się nasycone kolory. Dobry font
ułatwiał czytanie, a papier jest miły w dotyku.
6-/10
Chyba sobie odpuszczę. Nie czuje się dobrze w takich klimatach :)
OdpowiedzUsuńCo prawda to nie do końca moje klimaty, ale obiecałam sobie, że dam szansę każdej książce więc niewykluczone, że w przyszłości ten tytuł trafi i do mnie ;)
OdpowiedzUsuń