piątek, 20 kwietnia 2018

Belladonna - Anne Bishop


tłumaczenie: Monika Wyrwas-Wiśniewska
seria/cykl wydawniczy: Efemera tom 2
wydawnictwo: Initium
data wydania: październik 2012
liczba stron: 416

Belladonna” to druga część serii o nazwie „Efemera”. Uważam, że kontynuacja plasuje się na identycznym poziomie, co poprzedniczka. Dostałam od tej książki dokładnie to, czego oczekiwałam.
Świat rozpadł się na kawałeczki. Stał się płynną substancją silnie powiązaną z ludzkimi sercami. Świat, czyli Efemera dostosowuje się do najgłębszych pragnień i zmienia się pod ich wpływem. W krajobrazach grasuje Zjadacz świata. Żywi się negatywnymi emocjami, które są przecież powszechne. Jedyną osobą, która może pokrzyżować niecne plany Zjadacza Świata jest Glorianna Belladonna. Choć jak się prędko okazuje, kobieta nie jest wcale taka osamotniona ze swoim darem. Poznaje innych podobnych do niej, z podobnymi problemami…

Dźwięk starych ran, bolesnych wspomnień, głęboko pochowanych lęków”.

Ten tom skupiony został na postaci Glorianny. Oczywiście bohaterowie z pierwszej części są istotnym elementem serii i przewijają się przez karty powieści. Główna bohaterka zaintrygowała mnie już w „Sebastianie” swoją incydentalną obecnością. Trochę tajemnicza, trochę zagadkowa i nierozpoznana. Poznawanie tej bohaterki było dla mnie bardzo interesujące. Ciąży na niej wielka odpowiedzialność. Ona doskonale zdaje sobie sprawę z misji, jaką musi wykonać i bierze na siebie to brzemię. Podkreśla ona wagę wypowiedzianych życzeń. Ukazuje także innym bohaterom, że większości decyzji raz podjętych nie można cofnąć. Reszta postaci tworzy ciekawy wachlarz charakterów. Niestety nowa postać, czyli Michael ukazał mi się jakoś dość nudny mężczyzna i nie wiem, co taka enigmatyczna, młoda kobieta jak Belladonna w nim widziała.

To moja tratwa, zbudowana z ułamków zniszczonego życia”.

O języku dokładniej pisałam przy części pierwszej. Styl tekstu jest prosty, a zarazem poetycki. Idealnie wpasowuje się w świat przedstawiony, dzięki czemu styk nie jest odbierany jako patetyczny.


Jeśli jestem skazany na mroczne miejsce, będzie to miejsce, które sam sobie wybiorę”.

Naprawdę nie chcę się powtarzać, ale światy, które tworzy Bishop są ogromnie oryginalne i w żaden sposób niepowielone. Od początku do końca stworzyła rzeczywistość w której żyją bohaterowie Efemery. Podziwiam ją za to. Poprzednia część poświęcona była rzeczywistości, jaką stworzyła Anne. Tym razem nasza wiedza o tej krainie została tylko delikatnie pogłębiona i usystematyzowana. Czytając „Belladonne” nie miałam żadnego problemu w zorientowaniu się w miejscu, którym się znalazłam. Autorka światy, które tworzy opiera na kobietach. To one są fundamentami, podwalinami, na których można coś budować i gwarantem bezpieczeństwa. To niewiasty w dziełach Bishop mają największy i najbardziej znaczący wpływ na akcję.
Autorka porusza także problematykę odrzucenia osób wyróżniających się. Życia, gdzieś na obrzeżach grup społecznych osób, które są inne. Ale także ważną kwestią przewijającą się w książce jest szukanie własne miejsca wśród ludzi i w świecie. Poszukiwanie własnego skrawka wszechświata, gdzie zostaniemy zaakceptowani. Wcale nie jest to takie proste, gdy się jest odmiennym.


Podróż życia. Po drodze wpływają na was inni, pomagają wam, krzywdzą was. Niektóre rzeczy zdarzają się, ponieważ na nie zasłużyliście. A inne dlatego, że z prądów Mroku wypływa okrucieństwo i podnosi się bez ostrzeżenia, zadając ból, raniąc, doprowadzając do tragedii, które mogę zniszczyć człowieka”.


Wątek miłosny był uroczy. Nie było zapowiadanego szumnie erotyzmu, ale ładnie i zgrabnie wpisał się on w atmosferę powieści. Lekko groźną, lekko filozoficzną, chwilami romantyczna.


Była wysublimowanym szaleństwem, cudowną wściekłością, boską obojętnością”.


To dobrze napisana powieść fantastyczna z nienachlanym wątkiem romansowym. Nie zawiodłam się. Mam nadzieję, że będzie wiedziała, kiedy skończyć, a nie tak jak w przypadku Czarnych kamieni, które mają już chyba tyle tomów, co Moda na sukces sezonów. Nie mogę doczekać się kolejnej części, mianowicie „Mostu snów. Głównym bohaterem będzie tym razem Lee – brat Glorianny. Darzę go sympatią, dlatego nie mogę się doczekać momentu, gdy poznam go bliżej.
6/10

10 komentarzy:

  1. Dobra fantastyka zawsze w cenie, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakoś nie mogę się przekonać do stylu tej Autorki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieczęsto sięgam po tego typu literaturę, ale skoro pojawia się nieprzytłaczający wątek romantyczny... Kto wie, może zdecyduję się dać tej książce szansę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Może ta powieść fantastyczna wreszcie mnie nie zawiedzie, bo ostatnio nie trafiam na nic dobrego.

    Pozdrawiam,
    http://tamczytam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo podoba mi się Twoja recenzja - jest konkretna i uporządkowana A co do powieści to nie jest to mój ulubiony gatunek. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie znam tej serii i raczej po nią nie sięgnę, gdyż rzadko kiedy czytam coś z tego gatunku :) Obserwuję i będę wpadać :)
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Tym razem książka nie znajduje się w okręgu moich zainteresowań. Pozdrawiam, Paweł z http://melancholiacodziennosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie lubię prozy pani Bishop, nie przepadam również za romantyczną fantastyką. Za to Twoja recenzja jest świetna, czytało mi się ją przyjemniej, niż czytałoby się samą książkę;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Niestety nie mój klimat, ale wiem komu mogę polecić.

    Pozdrawiam serdecznie ♥♥
    Nie oceniam po okładkach

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Jestem ogromnie wdzięczna w uczestniczeniu w życiu mojego bloga.
Komentarze anonimowe będą kasowane (proszę o przedstawianie się).