środa, 26 października 2011

"Akty miłości" Elia Kazan

Książka rozpoczyna się w momencie zazwyczaj końcowym dla książek. Dwoje zakochanych w sobie ludzi chce się pobrać. Dziewczyna nazywa się Ethel – jest piękna, ma seksowne ciało, a twarz małej dziewczynki. I zachowuje się jak mała dziewczynka, tak zagubiona jak dziecko we mgle. Dlatego potrzebuje w życiu mężczyzny który ją pokieruje. Powie jak ma żyć.
Mężczyzna ma na imię Theophiloctos. Co oznacza „idący za Bogiem”. W skrócie Teddy. Jest Grekiem i wymaga od swoje żony bezwzględnego posłuszeństwa. Ma być typową grecką żoną.
Ethel jest Amerykanką i Teddy wie, że nie spodoba się ten fakt jego greckiej rodzinie „Amerykanka dla zabawy, Greczyna do małżeństwa”, jednak upiera się i przedstawia swoją narzeczoną ojcu. Mimo początkowej niechęci ojciec Costa akceptuje Ethel. Ona nie szczędzi wysiłków by ją polubił. Przeradza się to w chorą fascynacje, dziwny nałóg. W pewnym momencie można się zastanawiać kogo kocha bardziej syna czy ojca?
Ethel błądzi. Rzuca się w kolejne przelotne związki, o coś jej chodzi – nikt nie wie o co. Ona sama nie wie czego chce. Jest bezwolna, ale posiada wokół siebie destrukcyjną aurę. Niszczy wszystkich wokół siebie, nawet nie do końca będąc tego świadomą. W książce została porównana do modliszki. Mnie kojarzy się z bluszczem – oplata innych jak bluszcz, wysysa z nich wszystko co dobre.
Jestem zachwycona tą książką. Urzekło mnie jej nacechowanie emocjonalne. Nie można wobec niej przejść obojętnie. Gdy Ethel robi coś niemoralnego/złego/głupiego można nie rozumieć jej pobudek, ale ja rozumiałam jej uczucia, wczuwałam się w jej sytuacje i całkowicie rozumiałam, że musi zrobić to co robi.
Na kolana powaliły mnie pokrętne myślenie bohaterów i ich sieć zależności i związków między postaciami. Przyjemnością było rozsupływanie węzełków ich uczuć.
Co dziwne polubiłam główną bohaterkę. Mimo jej irytującej niepewności i chwiejności mocno kibicowałam by jej się udało. By znalazła to czego szuka. Chciałam by była szczęśliwa. By w pewien sposób zrozumiała, że to czego szuka nie istnieje. Że żaden mężczyzna nie zna sekretów wszechświata. Nikt tak naprawdę nie wie jak żyć. Chciałam by otrząsnęła się z letargu.
Jak najbardziej polecam. Jeśli moja wypowiedź jest w jakimś sensie nieskładna to wynika to z faktu euforii i stanu depresyjnego po przeczytaniu owej książki.
"Nikt nie może pomóc nikomu. A nawet nie powinien."
6/6

2 komentarze:

  1. Oglądałam kiedyś jego film "Wiosenna bujność traw" z Natalie Wood. Nie wiedziałam, że książki też pisał.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno sięgnę po tę książkę, lubię takie, które wywołują stany depresyjne. Na półce czeka słynny "Układ", mam nadzieję, że znajdę w końcu czas i na taką literaturę.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Jestem ogromnie wdzięczna w uczestniczeniu w życiu mojego bloga.
Komentarze anonimowe będą kasowane (proszę o przedstawianie się).