Data
wydania: czerwiec
2011
Liczba
stron: 192
Niedawno była okazja do wygrania kilku egzemplarzy
„Kobiety-niespodzianki” na moim blogu. Mam nadzieję, że powieść spodoba się
szczęśliwcom. Książka to właściwie opowiadanko bardziej niż powieść. Pisarz,
jak to ma w zwyczaju, porusza tematykę bliską każdemu z nas. Rodzina, emocje,
dojrzewanie i kłamstwa…
Andrzej i Magda to zgodne małżeństwo. Ni z tego ni z owego
wkracza w ich życie Kobieta-niespodzianka. Wprowadza zamęt i totalne
zamieszanie w życie szczerego dotąd, wobec swojej żony, Andrzeja. Jednocześnie
głównym wątkiem jest poszukiwanie przez jego córkę pracy. Basia to młoda
absolwentka zaraz po studiach, która boryka się z problemem bezrobocia. Czy uda
jej się odnaleźć pracę i jakie perypetie ją spotkają?
Książeczka, tradycyjnie u Pana Kołodziejczaka, jest bardzo
krótka, przez co sprawia wrażenie, że historia została skondensowana i
przedstawiona w telegraficznym skrócie. Pisarz pozostawia wiele białych plam i
miejsca na domysły. Co ciekawe jednocześnie poczułam się potraktowana jak
skończona idiotka, której wszystko trzeba opisać, gdyż nie potrafię wyciągać
samodzielnych wniosków. Akcja wydawała się zbiorem krótkich epizodów.
Bohaterowie są dobrze wykreowani, ale pobieżnie, bo cóż
można nawyczyniać w tak krótkiej opowiastce? Powieść nie ma jakiejś szczególnej
fabuły. Przez większą część „Kobiety-niespodzianki” nic się nie działo. Brak
było napięcia, wyczekiwania. Przyznaję, że autor jest mistrzem szokujących
zakończeń. Spodziewałam się czegoś sztampowego, ale Kołodziejczak totalnie mnie
zaskoczył.
Tradycyjnie styl tekstu mi się nie podoba. Niestety dialogi
były dla mnie drętwe, a żarty niesamowicie wymuszone. Sam w sobie jest bardzo
prosty i wiem z komentarzy pod poprzednimi recenzjami, że wielu osobom się
podoba, z czego jasno wynika, że to indywidualna kwestia. Tak jak cały odbiór
książki, jeśli ktoś tego nie wie.
Czyta się szybko i płynnie. To idealna książka, gdy mamy
godzinne okienko między wykonywanymi czynnościami i chcemy je jakoś
niezobowiązująco zagospodarować. Przeczytałam, przetrawiłam, nic wielkiego, nic
nowego…
Skutecznie mnie ta książka zniechęca.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam tą książkę bo wygrałam ją w konkursie, ale rzeczywiście to niezbyt ambitna lektura. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńnawet mnie zaciekawiła ta pozycja...chyba się skusze, bo czasem trzeba poczytać coś mniej ambitnego :)
OdpowiedzUsuńNiestety autor ma taki specyficzny nazwałabym to raczej ubogi styl narracji. Może nie rzuca się tak bardzo w oczy, jeśli ktoś raz, czy dwa sięgnie po dzieła tego autora. Natomiast, gdyż w krótkim odstępie czasu zaczniemy czytać wszystkie jego książki, to wtedy widać już jego rażący, słaby styl tekstu.
OdpowiedzUsuńJuż widziałam recenzję tej książki i tamta nawet mnie zaciekawiła, natomiast drętwe dialogi są bardzo odstraszające.
OdpowiedzUsuńNie zachwyca mnie, choć jeszcze jej w rękach nie miałam. Ale z pewnością przeczytam, ot choćby dlatego, że stoi na półce jako wygrana. A czasem przyda się taka luźna lekturka....
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, nie czuję się zachęcona, więc po prostu o niej zapominam i idę szukać dalej :d
OdpowiedzUsuńCzytałam. Polubiłam prozę Kołodziejczaka.
OdpowiedzUsuńRaczej sobie daruję, książka chyba nie dla mnie. ; )
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą niemalże w 100%. Skondensowana historyjka, dużo niepowiązanych wątków, właściwie o niczym. Plus mistrzowsko szokujące zakończenia. ;)
OdpowiedzUsuńMoje zniechęcenie do tej książki już dawno doszło do górnej skali, a teraz ją przeskoczyło i szybuje nieopanowanym lotem ku górze. Nie brałam udziału w konkursie, żeby nie dostać tej książki :D
OdpowiedzUsuńMimo wszystko szkoda mi czasu :)
OdpowiedzUsuńNie znam i po Twojej recenzji ze świecą nie będę raczej szukać...
OdpowiedzUsuńChyba nie czytałyście tej książki? Dla mnie jest super. Nie zastanawiałyście się czasami jak wygląda życie typowej przeciętnej rodziny? Jakim językiem tam się mówi, co się na co dzień robi? Kołodziejczak o tym właśnie napisał: o typowej polskiej rodzinie. I to mi się bardzo spodobało. Zidentyfikowałam się z tą historią. Ja naprawdę zachęcam do lektury! Nie sugerujcie się tak recenzjami blogerek :)
OdpowiedzUsuńA mnie przewrotnie recenzja zachęciła. Zaskakujące zakończenie, tematyka. Nie będę krytykowała, póki nie przeczytam. Idę do księgarni. Marta Domaniecka, piszcie do mnie na maila: kochamczytac@interia.pl
OdpowiedzUsuńNormalnym językiem i jesteśmy wystarczająco bystrzy, by zrozumieć aluzje. Gdy mój narzeczony mówi, że chce mieć więcej pieprzu w związku to nie odpowiadam mu z kamienną twarzą, że przecież jest w kuchni.
OdpowiedzUsuń