Czy
nasza polska historia może być zajmująca? Czy machlojki w
Rzeczpospolitej mogą być równie interesujące co, dla przykładu,
dynastia Tudorów? Mogą. I są. Robert Foryś udowadnia, że Polacy
nie gęsi i swoją historię mają. Uwielbiam
powieści historyczne, stąd moja radość, że dostałam tę powieść
do recenzji. Po przeczytaniu radość jest zdecydowanie mniejsza. To
była dobra książka, z której można śledzić ciekawe losy Polski
i polskich władców z epoki uważanej przez większość za szczyt
nudy. Niestety miała kilka wad i postaram się je w tym tekście
wyłożyć.
Pan
Robert Foryś upodobał sobie pisanie o kobietach. Jak sam mówi,
ceni sobie wyzwania, kobiety i literaturę – kolejność
przypadkowa. Posiada dyplom z archeologii, ale z zamiłowania jest
historykiem sensu stricto. Jest szczęśliwym ojcem mieszkającym w
Warszawie.
Akcja
skupia się na kobietach. Pan Robert Foryś pokazuje, że wbrew
obiegowej opinii, kobiety w minionych epokach nie były cichymi
żonami bez własnego zdania czy wpływu na męża. Miały ogromny
wpływ i to one rozstawiał pionki na szachownicy zwanej rządzeniem.
Mężczyźni zaś to tylko kukiełki w ich rękach, które po tym gdy
przystają być przydatne zostają odrzucane w kąt. Kobiety w prozie
tego pisarza mają poczucie niższości z racji swojej płci,
jednocześnie wiedząc, że natura wyposażyła je w przymioty, które
tę niższą pozycję rekompensują. Recz ma miejsce w roku 1671, gdy
to w Polsce panuje Michał Korybut Wiśniowiecki. Zdetronizować chce
go Marysieńka Sobieska i francuski minister spraw zagranicznych
kardynał de Bonzi. Dość nieporadnego króla Polski bronić jak
lwica będzie jego matka szczerze nienawidząca Marii – Gryzelda
Konstancja Wiśniowiecka oraz żona Elżbieta.
Pomysł
jest fantastyczny. Jak pisałam, uwielbiam historię, dlatego dla
mnie tego typu powieści to niezwykła gratka. Tym bardziej, że
pisarz posiada ogromną wiedzę i dość dobrze prezentuje realia
epoki, choć przedstawia fakty wątpliwe.
Zabrakło
mi opisów. „Bóg, honor, trucizna” składa się w dużej mierze
z dialogów, które są poprawne i dynamizują akcję. Niestety
opisy, jeśli były, to mało plastyczne nietworzące atmosfery. Brak
mi dokładniejszej charakterystyki ówczesnych czasów, jakiejś
głębszej analizy. Ale pewnie jak zwykle za dużo wymagam od książki
rozrywkowej.
Mimo
wszystko to całkiem dobra książka. Polecam ją. Naprawdę dużo
się dzieje, wydarzenia mkną i nie dają chwili wytchnienia. Do tego
autor nie stylizuje języka, więc tekst zrozumiały będzie dla
każdego. „Bóg, honor, trucizna” obfituje w sceny seksu,
niekiedy bardzo brutalne, więc ludziom o słabych nerwach stanowczo
odradzam.
Generalnie
źle nie było. Cieszę się, że ktoś tworzy powieści historyczne
i że kogokolwiek, prócz mnie, historia pociąga i fascynuje. A ta
książka pokazuje, że ta dziedzina jest tak ciekawa, jak żadna
inna. I jest w niej miejsce na wszystko – i na Boga, i na seks, i
na władzę i na pieniądze. Myślę, że te tematy są wielu osobom
bliskie, tak kiedyś, jak i teraz. Bo wbrew pozorom wcale się tak
bardzo nie zmieniamy. Ludzie wciąż są tacy sami, zyskujemy tylko
coraz to nowocześniejsze środki, by się wzajemnie ranić. Mam
nadzieję, że Robert Foryś będzie się rozwijał, bo naprawdę ma
duży potencjał i ciekawe pomysły. Bo historia to nie tylko
opowieści o Tudorach. Mamy też swoją własną – wcale nie
gorszą.
6/10
Osobiście nie przepadam za powieściami historycznymi, ale od czasu do czasu robię wyjątek, jednak za powyższą pozycję raczej się nie wezmę, bowiem brak opisów to dla mnie zbyt poważny mankament. Nie lubię kiedy fabuła składa się w dużej mierze jedynie z dialogów. Można to przecież umiejętnie rozplanować.
OdpowiedzUsuńNie czytałam książki osadzonej w tym temacie, więc chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńOstatnio dużo czytam książek o II wojnie światowej, czas przenieść się w inne czasy :)
OdpowiedzUsuńMimo mankamentów miałabym ochotę przeczytać :D
OdpowiedzUsuńTen trend nowych, polskich, ciekawych książek historyczno-jakiś całkiem mi się zaczyna podobać :). W końcu dobrych, starszych powieści przybliżających historię jest całkiem sporo, a po nich jakaś taka gigantyczna przerwa była. Przynajmniej w moim odczuciu.
OdpowiedzUsuńMam dokładnie takie samo odczucie. Stąd moja radość, że teraz, z niewiadomej przyczyny, coś się poruszyło w tej sferze.
UsuńNo właśnie to jest problem książek Forysia - odwzorowanie czasów, szczegóły, charakterystyczni bohaterowie. Przekonałam się o tym przy książce o Casanovie - nie dość, że bohater przedstawiony w tej historii nie mógł być Casanovą, to w dodatku cała historia była nastawiona bardziej na powielanie tej samej sceny erotycznej (w różnych konfiguracjach), bez głębszej fabuły. Podziękuję za takie książki.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy ta tematyka byłaby dla mnie odpowiednia, ale recenzja mnie zainteresowała. Może kiedyś sięgnę po tę książkę. :-)
OdpowiedzUsuńZ pisarstwem p. Forysia miałem do tej pory jeden kontakt. I było nieźle. Tutaj widzę podobnie, przyzwoicie, ale bez szaleństw. Wniosek? Jak będę miał wolne środki, a książka będzie w promocji, nabędę. :)
OdpowiedzUsuńTyle książek, tak mało czasu na czytanie...
OdpowiedzUsuńUwielbiam powieści historyczne i może dlatego jestem taka wybredna, niewiele tytułów mi się podoba. ;) Cherezińska, tak polecana na blogach, jest ok, ale bez zachwytów (najbardziej chyba powieść o Halderd przypadła mi do gustu). Ale cieszę się, że pojawiają się powieści historyczne na rynku (i chyba odnoszą sukcesy komercyjne, np. wspomniana Cherezińska); im ich więcej, tym większa szansa na arcydzieło. ;) Opisywany przez ciebie tytuł przeglądałam w empiku i odłożyłam. I chyba dobrze zrobiłam, bo wolę długie opisy od dialogów. ;)
OdpowiedzUsuń"Recz ma miejsce w roku" - Rzecz? ;)
Mało czytam książek historycznych z Polski, trzeba by to zmienić.
OdpowiedzUsuń