tłumaczenie: Katarzyna Szewczuk
tytuł oryginału: Golden Fountain. The Complete Guide to Urine Therapy
wydawnictwo: Studio Astropsychologii
data wydania:
kwiecień 2012
liczba stron: 288
Od wydawcy:
Urynoterapia –
picie oraz stosowanie zewnętrzne własnego moczu jako elementu
leczniczego – jest starożytną, wschodnią tradycją, która zyskuje coraz
większą popularność na zachodzie.
Teraz każdy z nas może skorzystać z metody leczenia i utrzymywania dobrego stanu zdrowia przy wykorzystaniu swojego moczu. Autor podejmuje temat z wrażliwością, która jest konieczna do przełamywania wewnętrznych oporów i pokonywania uprzedzeń. Aby rozwiać wszelkie wątpliwości, odpowiada na najczęściej zadawane pytania dotyczące zdrowotnych właściwości wytworu naszych nerek.
Z tej książki dowiesz się, jak za pomocą urynoterapii możesz pokonać zarówno niegroźne dolegliwości, jak i poważne choroby. Okazało się bowiem, że mocz znacząco zwiększa szanse na wyleczenie z nowotworów czy wyeliminowanie objawów AIDS. Zewnętrzne zastosowanie tego złocistego panaceum może z kolei pomóc pokonać choroby i niedoskonałości skórne
Teraz każdy z nas może skorzystać z metody leczenia i utrzymywania dobrego stanu zdrowia przy wykorzystaniu swojego moczu. Autor podejmuje temat z wrażliwością, która jest konieczna do przełamywania wewnętrznych oporów i pokonywania uprzedzeń. Aby rozwiać wszelkie wątpliwości, odpowiada na najczęściej zadawane pytania dotyczące zdrowotnych właściwości wytworu naszych nerek.
Z tej książki dowiesz się, jak za pomocą urynoterapii możesz pokonać zarówno niegroźne dolegliwości, jak i poważne choroby. Okazało się bowiem, że mocz znacząco zwiększa szanse na wyleczenie z nowotworów czy wyeliminowanie objawów AIDS. Zewnętrzne zastosowanie tego złocistego panaceum może z kolei pomóc pokonać choroby i niedoskonałości skórne
Zastanawiam się jak podejść delikatnie do tematu. A temat
dzisiejszego postu jest, co najmniej kontrowersyjny. Wywołuje on dyskusję nawet
wśród naukowców i lekarzy. Pewnie wielu czytających będzie mocno zniesmaczonych
lub zdegustowanych, jednak ja jako osoba odważna postanowiłam zmierzyć się z
tematem urynoterapii. To technika medycyny naturalnej, wykorzystująca mocz
samego pacjenta. Zależnie od dolegliwości można się nim smarować, pić, nacierać
i wiele, wiele innych.
Metoda ta wywodzi się z krajów wschodnich. Bóg Śiwa był zawsze zdrowy, urodziwy i twierdził, że jest nieśmiertelny. Jego
żona Parvati chciała poznać jego tajemnicę, ale on strzegł swego sekretu. Zdenerwowana
małżonka zaczęła zaniedbywać obowiązki domowe, przypalać jedzenie i inne. Gdy
to nie zdało egzaminu Parvati posunęła się do brutalnych środków. Odmówiła
mężowi stosunków seksualnych. W takim wypadku Śiwa musiał odpowiedzieć na
pytania Parvati. Ujawnił, że jego metodą jest właśnie urynoterapia.
Autor udowadnia, że mocz sam w sobie nie jest
szkodliwy. Przedstawia nam szczegółowy skład chemiczny tego płynu. Jeśli
odżywiamy się poprawnie, mocz nie zawiera żadnych szkodliwych składników. Dlaczego
leczy? Jest kilka teorii i prawdopodobnie w każdej jest ziarno prawdy. Jednak,
jeśli wyróżnić jeden sztandarowy punkt widzenia to mocz ma działanie
dezynfekujące. Odkaża rany. Podczas odbudowywania Warszawy po Powstaniu warszawskim,
robotnicy mogli sobie pomarzyć o rękawicach ochronnych. Dlatego też by nie
wdało się żadne zakażenie, oddawali mocz na swoje ręce. W książce znajdziemy kilkadziesiąt
relacji osób, którym urynoterapia pozwoliła uwolnić się od długotrwałych
przewlekłych chorób.
Jak się dowiadujemy ta terapia jest dobra na
właściwie wszystko. Skóra, choroby dróg oddechowych, oczy, układ pokarmowy,
depresje, choroby psychiczne, kości, a nawet rak!
Pamiętajmy, że oprócz przeczytania książki,
należy skonsultować się z lekarzem, czy akurat dla nas ta terapia będzie
odpowiednia.
5/ 10 a to dla tego, że taka metoda leczenia, nie
jest dla każdego. Autor książki twierdzi, że największym problemem w
urynoterapii jest przełamanie wstrętu do własnej wydzieliny. Przekonuje, że to
była część nas. Co najciekawsze wszyscy kiedyś już stosowaliśmy tę metodę. O
tak, wszyscy. Gdy byliśmy płodami pływaliśmy i połykaliśmy wody płodowe, które
zawierały nasz własny mocz.
Ciekawa sprawa, choć w tym przypadku należę do sceptyków... W każdym bądź razie pięknie wydana książka.
OdpowiedzUsuńTemat dość ciekawy, ale chyba z tej "terapii" zrezygnuję:)
OdpowiedzUsuńoj nie, raczej to nie dla mnie... :D
OdpowiedzUsuńDla mnie chyba też nie
OdpowiedzUsuńOj nie wiem, nie wiem ;)
OdpowiedzUsuńNie mój klimat i tego będę się trzymać.
OdpowiedzUsuńOj, nie nie. Zdecydowanie nie.
OdpowiedzUsuńO matko. Słyszę o tym po raz pierwszy i jestem nastawiona wręcz negatywnie. Nie wyobrażam sobie, że miałabym poddać się takiej terapii.
OdpowiedzUsuńtemat rzeczywiście dość kontrowersyjny
OdpowiedzUsuńraczej nie sięgam po tego typu książki