Tłumaczenie: Zofia Wasitowa
Tytuł oryginału: El ano del diluvio
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 27 czerwca 2011
Liczba stron: 136
Pisarze iberoamerykańscy są wychwalani na całym świecie
(oprócz Paulo Coelho). Sama jestem do całej tej hiszpańskojęzycznej zgrai
nastawiona entuzjastycznie. Co prawda zapoznałam się tylko z najpopularniejszym
dziełem Marqueza „Miłość w czasach zarazy”, jednak polubiłam jego
charakterystyczny styl tak bardzo, że sięgnęłam po opowiadanie Mendozy (tak, ma
to swoisty sens – chcę sprawdzić jak na tle Marqueza wypadają inni). Wydaje mi
się, że źle wybrałam na początek.
"Rzeczywistość
to pozór, pozór to rzeczywistość".
Rzecz dzieję
się w latach pięćdziesiątych XX wieku, w małej sennej
mieścinie San Ubaldo de Basiora. Opowiadanie prezentuje nam perypetie zakonnicy Consuelo, która poznaje przystojnego
i zamożnego Don Augusto. Pełna zapału zakonnica pragnie utworzyć dom opieki dla
schorowanych starszych ludzi. W tym celu
prosi o pomoc Don Augusta. Budzi się w nich namiętność
" Nie chcę nic wiedzieć o tym układzie,
który nagradza hipokrytów, a skazuje pogrążonych w rozpaczy".
Książka należy
do gatunku melodramatu i autor umiejętnie żongluje tym gatunkiem wyciągając z
niego to, co najlepsze i zabawnie mrugając okiem do odbiorcy. Czytając tę
książkę otrzymamy niewinne dziewice, schadzki przy blasku księżyca,
zdeprawowanych i nieprzyzwoicie przystojnych bogaczy, rozpacz w strugach
deszczu, dobrych rozbójników, próby samobójcze… Czyli wszystkie motywy, które
posiada każdy szanujący się melodramat.
„Jest to
właściwość natury ludzkiej, że tracimy zapał, kiedy nasze marzenia zaczynają się
materializować.”
Atmosfera
książki jest poważna, lekko ociężała, wręcz natchniona. Jednak nie sposób w
odbierać tak tej książki, ponieważ przez wszystko przebija się humor Mendozy.
Jakby się zastanawiał, czy czytelnik będzie na tyle głupi, by potraktować to
wszystko na serio.
„Urodziłem się
zły, a społeczeństwo uczyniło mnie jeszcze gorszym.”
Ciężko mi
ocenić tę książkę. Jako pastisz gatunku sprawdziła się świetnie. Od razu widać,
że pisarz w takiej grotesce czuje się jak ryba w wodzie. Sama historia
wciągnęła i naprawdę zainteresowała mimo całej banalności.
No właśnie,
gdyby patrzeć na całą akcję opowiadania dosłownie to właściwie można, by
powiedzieć tylko, że historia jest banalna, postacie sztampowe itp. itd. Ale
jest tak tylko w teorii. Powiem tak, autor najlepiej jak do tej pory
wykorzystał powstałe już wcześniej stereotypowe postacie i nadał im zupełnie
inny kontekst, dzięki czemu cała książka jest świeża i bardzo NIEbanalna.
„Natura jest
tchórzliwa i bezlitosna. Ludzie też.”
Język to mocna strona tego opowiadania. Każde słowo, każde
zdanie, każdy akapit jest przemyślany, wyważony i po prostu idealny. Mendoza
przy tym wszystkim ma swój specyficzny styl wypowiedzi tak, że wiem, że bez
trudu rozpoznam inne jego dzieła, obywając się bez patrzenia na nazwisko.
„Wciąż jestem
tam, skąpana w łagodnym blasku owego letniego popołudnia, zaskoczona i na wpół
uśpiona, obojętna na wszystko, chociaż dobrze wiem, że właśnie za to pełne
arogancji, uparte nieposłuszeństwo muszę zostać potępiona”
Co jest grzesznego w miłości? To pytanie przewija się na
kartach tej powieści – czasem głośno wypowiedziane, innym razem nieme, tylko
lekko zasugerowane. Czy możemy potępić Consuelo za to, że sprzeciwiła się
boskim prawom? Jak możemy ją potępić, skoro ona sama siebie nie potępia?
Sposób zapisania tekstu jest koszmarny. Jeden blok bez
wyodrębnienia akapitów, ani dialogów. Nie przeszkadzało to w czytaniu, ale
zaburzyło mi, że tak powiem sposób patrzenia na tekst.
Książka jest przykładem na to, że pierwszy pomysł jest
zawsze najlepszy. Pierwotnym założeniem było to, że ta historia powstanie jako sztuka
teatralna. I gdyby tak się stało efekt przeszedłby najśmielsze oczekiwania.
Wyobrażam sobie jakby to wszystko wyglądało na scenie i byłoby to bliskie
geniuszowi. Ale niestety powstało z tego opowiadanie z cechami dramatu –
niewielu bohaterów, duża liczba dialogów, mała ilość wątków.
„Niewinność zagubiona w deszczu” to książka prosta i to w
jej prostocie tkwi jej siła. To wyciskająca łzy z oczu, piękna historia o
zakazanej miłości. A pod tą historią kryje się bardzo subtelnie ukryte drugie
dno, stadium ludzkich namiętności. Autor wręcz wyszydza naiwność głównej
bohaterki, a jednocześnie ją gloryfikuje. Pokazuje, że jej nieposłuszeństwo
dało jej siłę i radość na resztę lat swojego życia. Consuelo nie czuje
brzemienia grzechu. Czuje radość z dobrze przeżytego życia i chwil błogiego
zapomnienia. Niczego nie żałuje.
Myślę, że mogło być lepiej. Z pewnością sięgnę do innych
książek tego autora.
7 /10
Książka raczej nie w moim guście.
OdpowiedzUsuńHistorię o zakazanej miłości zawsze mnie urzekają i gorąco wtedy kibicuje głównym bohaterom. Zaciekawiłaś mnie tą książką i mimo kilku mankamentów chce ją przeczytać, tym bardziej, że dla mnie prostota przekazu jest dużym plusem.
OdpowiedzUsuńOpowieść o zakazanej miłości? Jestem na tak! xD
OdpowiedzUsuńNiestety, ale nie są to do końca moje klimaty, choć muszę przyznać, zapowiada się intrygująco :)
OdpowiedzUsuńTeż cenię sobie hiszpańskojęzycznych pisarzy i czytając ich, wcale się nie dziwię, że są chwaleni. Bo nawet kiedy biorę się za coś, co na pozór nie powinno mi wcale podejsć, np jakaś miłosna twórczość Marqueza - czytam i jestem oczarowany. Za to od tak groteskowej strony twórczości iberoamerykańskiej nie znam, więc fajnie byłoby się zapoznać:)
OdpowiedzUsuńksiążka może okazać się dla mnie wyzwaniem - okładka szokująco-zaskakująca :)
OdpowiedzUsuńMam ochotę w końcu sięgnąć po pisarzy iberoamerykańskich, ponieważ moja wiedza na temat tworzonej przez nich literatury jest naprawdę znikoma. Powieści Mendozy znajdują się na mojej liście "ksiażek do przeczytania" juz od dawna. Chyba czas w końcu nadrobić zaleglosci, bo widzę, że warto :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię literaturę iberoamerykańską, a Marqueza w szczególności, choć akurat "Miłość w czasach zarazy" nie uwiodła mnie. Polecam za to "100 lat samotności", "Szarańczę" i opowiadania.
OdpowiedzUsuńNie czytuję pisarzy iberoamerykańskich i widzę, że dużo tracę.
OdpowiedzUsuńWzbudziłaś moja ciekawość, muszę przyjrzeć się tej ksiażce
OdpowiedzUsuńPowieść uniwersalna, która mogłaby się wydarzyć w każdym innym miejscu, o każdym innym czasie. Miłość jest tematem który można eksploatować w nieskończoność.
OdpowiedzUsuńP.S
Scarlett uwielbiam Twoje teksty i uwielbiam Twój styl, lecz jeżeli mogę się przyczepić to jednak ten szablon powoduje u mnie oczopląs i orgię kolorów przed oczami. No chyba że chciałaś zahipnotyzować jakiegoś przystojniaka, bo mniej więcej taki efekt czuję ;)
Mnie już tak zauroczyła Walka kotów, że tę pozycję przeczytam z pewnością:)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawią mnie książki tego autora. Muszę poszukać w bibliotece
OdpowiedzUsuńW takim razie pozostaje nam żałować, że cała historia nie została przedstawiona w formie sztuki teatralnej. Ja raczej po to nie sięgnę, nie ciągnie mnie szczególnie.
OdpowiedzUsuńNo ja niestety jeszcze nie czytałam ani Marqueza ani Mendozy, ale książka tego drugiego (Miasto cudów) czeka już na półce więc to pewnie tylko kwestia czasu ;) Myślę, że styl pisania tego pana mógłby przypaść mi do gustu. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNiestety nie czytałam jeszcze nic Mendozy, ale koniecznie muszę to nadrobić :) Bardzo podoba mi się Twój wstęp recenzji haha :) Faktycznie Coelho (nigdy nie wiem jak pisać jego nazwisko) nigdy nie stał koło takich pisarzy.
OdpowiedzUsuńTej książki nie czytałam, ale polecam przezabawny cykl "O detektywie-lumpie". :P
OdpowiedzUsuńPróbowałam kiedyś czytać Mendozę ale jego styl do mnie nie przemawia, więc odpuszczam :)
OdpowiedzUsuńTo jedna z tych książek które leżą na mojej półce od premiery i ciągle są nieprzeczytane. :D Mam jednak na nią ogromną ochotę i ciesze się, że mi o niej przypomniałaś. :)
OdpowiedzUsuńI bardzo dziękuję za banerek! :)