niedziela, 27 października 2013

Atrakcyjny kawaler -Heidi Betts


Wydawnictwo: Harlequin
Data wydania: 2008-01-01
Ilość stron: 314

Rozumiem, że nie wszystko musi mieć głębszą treść. Pojmuję, że nie wszystko musi wyrażać jakąś myśl. Lubię literaturę, która pozwala się odprężyć i przy której możemy miło spędzić czas. Ale na boga, niechże każda literatura posiada przynajmniej cień sztuki. W tej książce nie ma nic.

Powieść opowiada o zamożnym biznesmenie Burke Bishopie. Pragnie on mieć dziecko, jednak nie chce się wiązać uczuciowo z żadną kobietą, a co dopiero żenić. Postanawia wynająć kobietę, która powije mu niemowlaka. Stara się, by ta transakcja pozostała tylko wymianą handlową. Z zaskoczeniem stwierdza, że przyszła matka jego pociechy pociąga go jako kobieta i bardzo chciałby ją poznać bliżej…

Właściwie nie wiem, co krytykować, bo powinnam zganić WSZYSTKO. Książka jest schematyczna. Wydarzenia w niej rozgrywane są przewidywalne i oczywiste. Autorka nie wniosła nic nowego.

Postacie to tradycyjna romansowa banda – pokrzywdzona przez los empatyczna kobieta i bogaty biznesmen broniący się przed uczuciami, ale w końcu ulegający pięknej niewiaście. Bohaterowie byli płascy i to, że Pani Betts tak ich uprościła wywołało moją ogólną irytację.

Styl tekstu leży i błaga o pomstę do nieba. Ktoś, kto tak kaleczy język nie powinien w ogóle brać się za pisanie. Maniera pisarska tej pani jest infantylna i tak prosta, że aż prostacka. Osoba używająca takiego języka musi być emocjonalnym niedorozwojem.

Książka nie ma w sobie dosłownie nic, co mogłabym pochwalić. Pomysł jest sztampowy, bohaterowie schematyczni, język pomnę milczeniem, a pomysłu brak, ponieważ temu co przedstawiła autorka było już w romansach wiele razu i nie ma powodu, by wałkować tę samą tematykę po raz enty.

Głupie to do tego stopnia, że nawet nie ma o czym tak naprawdę pisać. Gniot i tyle w tym temacie.
1/10

13 komentarzy:

  1. No cóż po książkę nie sięgnę (wystarczyło jedno spojrzenie na okładkę), ale Uwielbiam Twoje recki, wiec sprawiłam sobie tą przyjemność

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha! Też ostatnio czytałam coś takiego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma co oczekiwać cudów po książkach z wydawnictwa Harlequin. Niemal wszystkie pisane są na jedno kopyto, czyli ckliwie i banalnie ale ja osobiście lubię od czasu do czasu czytać takie sztampowe romanse, więc mnie osobiście nie zraża twoja lodowata recenzja ;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Karriba, każdy musi parę razy w życiu przeżyć takie potworki ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Książki nie czytałam i nie zamierzam, jestem pewna, że skrytykowałabym ją tak samo jak Ty, bo nie cierpię prostoty i pisania wszystkiego na jedno kopyto. A pierwszy akapit recenzji wyszedł Ci rewelacyjnie - zgadzam się w zupełności! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. obawiam się większość Harlequinów, ma takich poziom. nigdy nie odważyłam się żadnego przeczytać, jednak ich PR mówi sam za siebie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię takie lekkie, przewidywalne książki, ale na tą chyba się nie skuszę

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie z tych wszystkich powodów, o których napisałaś nie sięgam po Harlequiny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tego się właśnie spodziewałam, gdy zobaczyłam, że to Harlequin. :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Twojej ocenie się nie dziwię, także nie przepadam za tego typu literaturą :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja lubię tego typu literaturę - gdybym nie lubiła to nawet bym nie czytała przecież :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Lubię romanse tego typu, ale po tę książkę to ja nie sięgnę. Nawet taki romans musi coś sobą reprezentować...

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie czytałam jeszcze takiego typowego harlequina... I nie wiem, czy kiedykolwiek to zrobię;)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Jestem ogromnie wdzięczna w uczestniczeniu w życiu mojego bloga.
Komentarze anonimowe będą kasowane (proszę o przedstawianie się).