Wydawnictwo: Wydawnictwo GREG
Liczba stron: 112
Muszę przyznać, że romantyzm to moje ulubiona epoka
literacka. Uwielbiam kluczenie wśród sennych rojeń, lubię to, że w końcu
przestano skupiać się na kolektywie, a rozpoczął się kult wybitnej jednostki.
Dlatego też, z przyjemnością sięgnęłam po depresyjne wynurzenia Wertera.
„Jakże trudno na tym świecie człowiekowi
zrozumieć drugiego człowieka.”
Książka (jak zapewne każdy wie) opowiada o wielkiej
niespełnionej miłości Wertera do Lotty. Jego dusza cierpi katuszę, którymi dzieli
się listownie ze swoim przyjacielem Wilhelmem.
„Nie myślałem i nie śniłem w mym życiu, że
spotkam w tak czystej formie tak gwałtowną żądzę i tak gorące i tęskne
pożądanie.”
Postacie, a raczej postać, ponieważ to na Werterze skupiać
się głównie należy, są genialnie wykreowane. Był fascynującym człowiekiem, o
ogromnej wrażliwości i inteligencji. Jest jednostką wybitną, a przez to
wyalienowaną. Ogromnie rozchwiany emocjonalnie, wszystko analizuje, rozkłada na
czynniki pierwsze. Uwielbiam takie postacie! A jeszcze bardziej Goethego za to,
że potrafił stworzyć takie istoty, choćby i tylko na papierze.
„Jednostajny jest rodzaj ludzki.”
Ale takie książki czytam nawet nie dla samej wartości
merytorycznej, czy raczej nie tylko dla niej. Zapoznaję się z nimi dla języka.
A w tej powieści warstwa językowa to prawdziwy majstersztyk nie spartaczony
przez tłumacza, którym był Leopold Staff. Piękny język! Kwieciste i ozdobne
opisy przyrody, silnie oddziałujące na wyobraźnię. Dzięki stylowi autora i
tłumacza płyniemy, unosimy się na tych rozkosznych słowach.
„To, co tworzy szczęście człowieka, stało się znów źródłem
jego cierpienia.”
Rytm książki jest powolny, delikatny. Stronice przesiąknięte
są bólem i cierpieniem. Nastrój Wertera udziela się nam, czytelnikom.
„Niebo i ziemia, i wszystkie twórcze siły otaczają mnie.”
Goethe stworzył pierwowzór romantycznej miłości
werterowskiej, wielokrotnie powielany w filmach, książkach i serialach. Ten
rodzaj miłości przetrwał lata i wciąż jest aktualny, co świadczy o ponadczasowości
tejże powieści. Poza tym, niezależnie od wieku wśród szarej przeciętnej
ludzkiej masy funkcjonują jednostki znakomite, ginące gdzieś w tym szaro burym
tłumie. To dla nich ta książka.
„Odnajdziemy się znów, rozpoznamy pod wszystkimi
postaciami.”
Absolutnie nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że „Cierpienia
młodego Wertera” są jedyną przyczyną fali samobójstw. Przecież to oczywista
brednia. Weltschmerz, wbrew obiegowej opinii funkcjonował na długo przed
wydaniem tejże książki. Opanował on całą Europę, wielu intelektualistów chwiało
się na granicy obłędu. „Cierpienia młodego Wertera” były tylko katalizatorem
zdarzeń, drobnym pchnięciem rozedrganych dusz – niby nic, ale wystarczająco, by
spowodować katastrofę. A nawet jeśli, była powodem tych samobójstw u co
poniektórych, to udowadnia to tylko maestria, z jaką została napisana ta
książka. Napisać coś, co do tego stopnia oddziałuje na czytelnika, wykreować
zdarzenia z którymi osoba czytająca utożsamia się i łączy, to chyba marzenie
każdego pisarza.
„Trudno jest odkryć najistotniejsze, prawdziwe sprężyny
czynu, jeśli popełnia go jednostka niepospolita.”
Oceny tej książki upewniają mnie, co do dwóch rzeczy. Po
pierwsze największą zbrodnie, jaką można uczynić książce to zrobić z niej
lekturę. A po drugie noty wystawione „Cierpieniom młodego Wertera” udowadniają
tezę wysnutą przez Panią Szymborską, mianowicie lektury to książki napisane dla
dorosłych, a zmusza się do ich czytania dzieci.
Czytałam tę lekturę w liceum. Nie wywarła na mnie większego wrażenia, mimo, że lubię epokę romantyzmu.
OdpowiedzUsuńTo racja, że największą zbrodnią jest zrobienie z książki lekturą. Jednak "Cierpienia młodego Wertera" nie wywarły na mnie szczególnego wrażenia.
OdpowiedzUsuńczytałam wieki temu w szkole, ale jakoś jej treść nie została w mojej pamięci :(
OdpowiedzUsuńPrzyjemna lektura, jedna z ciekawszych w sumie.
OdpowiedzUsuńWertera wspominam całkiem nieźle. Wykorzystałam go nawet w swojej pracy maturalnej, ale nie zachwycił mnie aż tak jak Ciebie :-)
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisana recenzja!
Nie przesadzajcie z tym, że wrzucenie jakiejś książki do kanonu lektur szkolnych jest zbrodnią na niej dokonaną. Gdyby nie szkolne lektury, ominęłoby mnie wiele wspaniałych przygód literackich. Poza tym, spójrzmy prawdzie w oczy - jeżeli ktoś nie docenił Wertera będąc w szkole średniej (a więc mając już jakieś ogóle wyrobienie intelektualne i kulturalne), to nie doceni go nigdy.
OdpowiedzUsuńNo właśnie - Wertera czyta się w szkole średniej, więc teza pani Szymborskiej się w tym przypadku nie sprawdza.
Poza tym, nie jestem zwolenniczką nadmiernego ułatwiania dzieciakom i młodzieży edukacji szkolnej - niech się przemęczą i przeczytają Mickiewiczowskie "Dziady", Wertera, Kuncewiczową i Prusa, a Pottera i Sapkowskiego czytają po lekcjach, hobbystycznie.
Co do utworu Goethego, znasz autorko esej Boya "Czytałem Wertera"? Jego interpretacja jest zupełnie inna od tej standardowej, głoszącej, jakoby bohater zabił się z miłości.
Mówienie o książce Goethego jako o bezpośredniej przyczynie fali samobójstw jest jakimś tam przejawem konwencji epoki, więc nie należy się burzyć na ignorancję ludzi przypisujących Werterowi tak znaczącą rolę. ;-)
Dodam jeszcze, że nie lubię w odniesieniu do literatury określenia "ponadczasowy" - bo co ono tak właściwie znaczy?
Będzie to moja lektura, chyba nawet w tym roku, a więc z pewnością przeczytam
OdpowiedzUsuńMam jakiś dziwny uraz do tej książki. Jednak może kiedyś ją przeczytam jak będę miała natchnienie na nią;)
OdpowiedzUsuńZnam tę książkę jeszcze z czasów szkolnych, ale muszę przyznać, że podchodziłam do niej bardzo sceptycznie i chociaż lubię romantyzm, to jednak mieliśmy wyjątkowo koszmarną polonistkę, która skutecznie zniechęciła mnie do wszelkich lektur itp.
OdpowiedzUsuńPodobała mi się ta książka. Depresyjna, ale na swój sposób piękna.
OdpowiedzUsuńPopieram (częściowo) komentarz Mili. Dobrze, że trzeba czytać lektury. Gdyby nie to, nie poznałabym wielu wartościowych utworów, o których człowiek wykształcony powinien mieć jakieś pojęcie.
Mnie także by ominęło, ale co z tego? Zanim napisałam tę recenzję przeczytałam komentarze na Lubimy czytać. I co? "Nie podoba mi się, bo lektura". Myślę, że to po prostu przekora. W przeciwieństwie do Ciebie chcę wierzyć, że kiedyś, (gdy będą dorosłymi ludźmi, bo również w przeciwieństwie do Ciebie nie zaliczam licealistów do osób dojrzałych psychicznie) docenią Wertera. Nie powiedziałabym, że osoba będąca w szkole średniej ma jakieś szczególne wyrobienie intelektualne. Naturalnie, generalizuję.
OdpowiedzUsuńMyślę, że teza pani Szymborskiej w tym wypadku jest najzupełniej trafna. Licealiści to dzieci i to najgorsze ze wszystkich, bo uważają się za dorosłych.
Nie znam tego eseju, jednak powiedzenie, że Werter zabił się z miłości jest karygodnym uproszczeniem. Przecież na długo przed pojawieniem się Lotty miał myśli samobójcze.
Uważam, że na ignorancje zawsze się trzeba burzyć ;-)
A co rozumiem przed ponadczasowy wyjaśniłam w zdaniu zanim go użyłam. "Goethe stworzył pierwowzór romantycznej miłości werterowskiej, wielokrotnie powielany w filmach, książkach i serialach."
Pozdrawiam serdecznie! :-)
Romantyzm to raczej nie moja epoka, jednak tę książkę tak czy siak przeczytam, bo będzie w tym roku moją lekturą. Staram się jakoś negatywnie do niej nie nastawiać, być może również przypadnie mi do gustu. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę ksiązkę! Jako jedyna z klasy chyba się nią zachwycałam w liceum...
OdpowiedzUsuńzgadzam się szczególnie z ostatnim akapitem :)
OdpowiedzUsuńTa książka niestety nie przypadła mi zbytnio do gustu, zapewne głównie dlatego, że ogółem romantyzm nie jest lubianą przeze mnie epoką.
OdpowiedzUsuńChyba po raz pierwszy spotkałam się z pozytywną recenzją tej książki. Ja osobiście nie polubiłam tejże pozycji, ale być może dlatego, że czytałam ją "z przymusu"- jako lekturę szkolną...
OdpowiedzUsuńAle ja odnoszę się do komentarzy m. in. pod Twoim tekstem. Wydaje mi się, że ktoś, kto prowadzi bloga o książkach, powinien być nieco bardziej rozeznany w literaturze. I nie, nie chodzi o to, że docenianie Wertera ma być wyróżnikiem "dobrego smaku" (nie wiem nawet, czy coś takiego istnieje).
OdpowiedzUsuńPoza tym, szkoła średnia to już jest ten moment, kiedy powinno się umieć docenić dobrą literaturę, a jeżeli się nie umie - proszę mi wybaczyć, na zawsze pozostanie się tylko pożeraczem kultury popularnej (nie, żeby to było coś złego, absolutnie).
Naprawdę Werter miał myśli samobójcze przed pojawieniem się Lotty? Wertera ostatni raz czytałam ponad trzy lata temu, ale wydaje mi się, że wówczas to była tylko poza; zresztą Lotta też nie stała się wbrew pozorom katalizatorem wydarzeń - przeczytaj Boya, naprawdę, mi bardzo podoba się jego interpretacja.
Poza tym, nie wydawało mi się, żeby recepcja tego utworu Goethego była dzisiaj jakoś szczególnie silna (poza kręgami filologów i historyków literatury, rzecz jasna). Możesz podać jakiś konkretny przykład? Nie chcę poddawać w wątpliwość Twojej tezy, jestem jedynie ciekawa, bo mi szczerze mówiąc, nic nie przychodzi do głowy.
Również pozdrawiam. ;-)
W mojej klasie praktycznie każdy narzekał na tę książkę, jednak mi bardzo się ona spodobała. Jest to jedna z niewielu lektur, które czytałam z prawdziwą przyjemnością.
OdpowiedzUsuńWciąż chce wierzyć, że niektórzy kiedyś docenią Wertera i jego cierpienia. Ja kiedyś nie potrafiłam rozsmakować się w łączeniu smaków słodkiego i słonego, musiałam poczekać aż moje kubki smakowe dojrzeją. Tak uważam, że czytelnicy i ich gusta również dojrzewają :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję, z pewnością kiedyś sięgnę.
Z pamięci mogę rzucić filmem "Do widzenia, do jutra". Ostatnio czytałam analizę filmu i książki "Lektor", w którym uznano Michael to taki Werter. Młody chłopiec wrażliwy na sztukę i poezję cierpi z powodu porzucenia przez kobietę. Do tego schematu mogłabym zaliczyć np.: wszystkie książki Nicolasa Sparksa, gdzie to mężczyźni są wybitnie marzycielscy i żyjący w świecie poezji i złudzeń. Do wszystkiego mogłabym dorzucić "Samotność w sieci", gdzie i forma jest podobna, a i bohater werteryczny i uczucie z góry skazane na klęskę.
Klasyka, co tu dużo pisać. Tyle emocji, tyle uczuć, co mieści się tu na jednej strony, niektóre książki nie mają nawet w całości.
OdpowiedzUsuńNiebawem będę czytała, jestem bardzo ciekawa tej książki :)
OdpowiedzUsuńTo była jedna z nielicznych lektur, które przeczytałam. I podobała mi się. Ja ogólnie bardzo lubię epokę romantyzmu.
OdpowiedzUsuńZ początku miałam się odnieść do książki, jednak komentarze pod notką troszkę zmieniły to, co chcę napisać.
OdpowiedzUsuńNależę do tych, którzy zgadzają się ze stwierdzeniem, że by uśmiercić książkę wystarczy zrobić z niej lekturę. Możecie o mnie myśleć co wam się podoba, ale patrząc wstecz nie sądzę bym ja lub moi szkolni znajomi mieli w liceum zbyt dojrzała. Moje podejście do lektur było prost: przeczytałam tylko jedną za czasów liceum i dopiero później sprawdzałam co mnie ominęło.
Odnośnie wypowiedzi Mili "nie jestem zwolenniczką nadmiernego ułatwiania dzieciakom i młodzieży edukacji szkolnej - niech się przemęczą i przeczytają Mickiewiczowskie "Dziady", Wertera, Kuncewiczową i Prusa, a Pottera i Sapkowskiego czytają po lekcjach, hobbystycznie." - takie podejście zaowocowało tym, że mamy w Polsce drastycznie mały wskaźnik czytelnictwa! Gdy pytam znajomych czemu nie czytają książek tłumaczą się lekturami i święcie wierzą, że inne książki są tak samo nudne, jak "Wesele". Powiem więcej (a raczej napiszę), że widzę po nich, że nie wierzą, że książka jest przyjemnością i ciężko się im dziwić skoro w szkole systematycznie zabijali ich chęć do czytania.
No cóż Gosiarellu, nie pozostaje mi nic innego niż się z Tobą zgodzić.
OdpowiedzUsuńNie mówię, że wszyscy licealiści to niedojrzałe dzieci, ale przeważająca większość tak. Ale ludzie dojrzewają się, zmieniają, ewoluują, także ich gusta.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za interesujący komentarz!
Dawno tej książki nie czytałam :D Musze sobie przypomnieć, bo to klasyka :)
OdpowiedzUsuń