Tłumaczenie: Paulina Filippi-Lechowska
Tytuł oryginału: Das Lavendelzimmer
Qydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 28 lipca 2014
Liczba stron: 344
Mam książki na zły humor. I na dobry też. Na smutki. Na zwiedzone nadzieje. Na tęsknotę za dzieciństwem. Na nostalgię i na poczucie bycia niezrozumianym. Niektóre powieści czytam, tęskniąc za innym życiem, a jeszcze inne, gdy stracę przyjaciela. Pewne powieści przypominają mi o dawnej miłości – dawno już straconej, ale gdy je czytam to wracam do ówczesnego szczęścia, które dzieliliśmy. Może dlatego tak idealnie wpasowałam się w nastrój „Lawendowego pokoju” i dałam się oczarować każdym jego aspektem. Już wiem, z którym usposobieniem on rezonuje – z tęsknotą za kimś, kto nas rozumie i bezwarunkowo akceptuje. Gdy będę odczuwać taką melancholię, to sięgnę po książkę pani Niny George i ona niczym najskuteczniejsze lekarstwo sobie z tym poradzi.
„Poznajesz swojego męża naprawdę dopiero, gdy cię zostawi.”
Dawno książka mnie tak nie zachwyciła. Nie tylko warsztatem i innymi bredniami, ale przede wszystkim tym, że pojęła i zaprezentowała najgłębszy aspekt mnie samej. Tak po prostu i dogłębnie. Rozumienie tego, dlaczego czytam i dlaczego nigdy nie przestanę.
„Głupi mężczyzna to ruina każdej kobiety.”
Głównym bohaterem „Lawendowego pokoju” jest Jean Perdu. Trudno znaleźć na świecie bardziej rozkochanego w książkach księgarza. Na barce imieniem Lulu prowadzi księgarnię o nazwie „Apteka literacka”. Oprócz tego, że ta nazwa brzmi zgrabnie i zachęcająco, to jest w niej głębszy sens, gdyż protagonista zapisuje powieści jak medykamenty. Podobnie jak ja powyżej, on dostosowuje literaturę do nastroju, jednocześnie lecząc zadawnione rany. Sprawnie rozpoznaje rozterki i krzywdy, jakie czytelnik nosi w sercu. Niestety nie potrafi uzdrowić sam siebie. Cierpi od ponad dwudziestu lat, gdy to pewnej nocy ukochana kobieta porzuciła go na zawsze. Wszystko się zmienia, gdy do mieszkania obok wprowadza się nowa lokatorka, która zmusi Jeana do zmierzenia się z przeszłością.
„Ciekawe jak to jest tak intensywnie odczuwać emocje i pomimo to przeżyć.”
Gdy książka jest zachwycająca to brak mi słów. Nie potrafię mówić o tak poruszającym pięknie. Mam wrażenie, że każde słowo deprecjonuje je, umniejsza, sprawia, że karłowacieje i niszczeje. Najchętniej milczałabym, bo tylko niczym niezmącona cisza może być równie piękna jak „Lawendowy pokój”. Nastrój tej powieści jest melancholijny, odczuwałam upływ lat i mijanie życia godzina za godziną i to było wzruszające, ale nie raniło. To ma szczególną wartość dla takich czytelników jak ja, którzy całe swoje życie i emocje poświęcają na ołtarzu literackim. Nina George rozumie takie osoby i daje im chwilę czytelniczego wytchnienia. Ofiarowała mi książkę, która nie sprawia, że jestem wyczerpana od paroksyzmów emocji. W tej powieści jest tęsknota, smutek za utraconą miłością, ponura wiedza, że zmarnowaliśmy swój najlepszy czas. To taki rodzaj żalu, który nie rani, nie krzywdzi, ale zmusza do zastanowienia.
„Czy nie ma książki, która mnie nauczy pieśni mojego życia?”
Może i językowo nie jest doskonale. Może i pisarka chwilami się zagalopowuje i brzmi jak Coelho. Może i używa brzydkich słów, jak np.: „hejter”. Ale tak naprawdę nie ma to znaczenia. Ta historia oszałamia swoją urodą. To piękna powieść drogi, podczas której, każdy jej uczestnik odnajduje to, czego naprawdę pragnie jego serce. W każdym z podróżujących dokonuje się swoista przemiana, która pozwala się rozstać. Bo pozwolić czemuś odejść – czy istnieje lepsza cecha?
„Kto wie, Jean, może ty i ja pochodzimy z pyłu tej samej gwiazdy i rozpoznaliśmy się po jej świetle.”
Która miłość ma większą „wartość”? Która daje więcej szczęścia? Taka w której zakochani patrzą na siebie i widzą swoje lustrzane odbicia, czy taka w której oboje patrzą w tę samą stronę? Przed takim dylematem zostaje postawiona jedna z bohaterek. Postacie są genialne. To żywe osoby, które pragnęłabym spotkać tuż za rogiem, obok, chciałabym by istnieli naprawdę. Są tacy rzeczywiści, tak doskonale rozumiałam ich rozterki...
„Czy to poczucie przemijania tak mnie przeraża, że chcę zaznać w życiu wszystkiego, tak na wszelki wypadek, gdyby następnego dnia miał mnie trafić szlag.”
Polecam czytać z kotem u boku, tak by mógł dawać pocieszenie. I z lawendowymi kadzidełkami, by przenieść się na moment do Prowansji i wczuć się w klimat francuskiego południa, tak kompletnie odmiennego od zblazowanego Paryża. Nina George wszystko to perfekcyjnie oddała, tworząc również książkę na temat Francji, francuzów, ich kultury i pięknych krajobrazów. Polecam osobom, które kochają. I tym które odchodzą, bo myślą, że tak jest lepiej.
Zainteresowałaś mnie! Widać po twojej recenzji, że powieść cię zachwyciła. Książka, która tak wpływa na czytelnika zdecydowanie musi mieć coś w sobie. Chyba muszę sama zajrzeć do Lawendowego pokoju.
OdpowiedzUsuń„Głupi mężczyzna to ruina każdej kobiety.”- świetny cytat :) A książkę z chęcią przeczytam ale bez kota bo nie posiadam :/
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam, ale z kotem może być problem, bo nie posiadam:D
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo ciekawie, takie melancholijne, piękne historie bardzo lubię, dlatego postaram się zorganizować sobie ten tytuł, żeby choć na chwilę przenieść się do Prowansji.
OdpowiedzUsuńMam prośbę :-)
OdpowiedzUsuńMożesz zagłosować w naszej Zabawie ?
Wybierz zdjęcie, zapamiętaj nazwę i numer i zagłosuj w sondzie,
która jest na dole wpisu.
Zaznaczamy kropką w kwadraciki i naciśnij "głosuj " tutaj kliknij :-)...
W następnym miesiącu kolor niebieski.
Zapraszam do Zabawy w Kolorowe Lato.
Pozdrawiam serdecznie
Książka zaczyna mnie naprawdę intrygować:)
OdpowiedzUsuńOch, muszę przeczytać:) Najbardziej rozśmieszyłaś mnie słowami: "warsztat i inne brednie" ;)
OdpowiedzUsuńZapowiada się naprawdę magicznie. Chciałabym przeczytać. :-)
OdpowiedzUsuńZachwalasz to koniecznie trzeba zajrzeć.
OdpowiedzUsuńgłośno o tej książce, mój apetyt wzrósł, zwłaszcza że lawenda jest taka piękna :)
OdpowiedzUsuńMoże mi się tylko wydaje, ale mam wrażenie, że już dawno żadna książka tak mocno cię nie zachwyciła jak ''Lawendowy pokój''. Aż czuć twoje pozytywne wibracje.
OdpowiedzUsuńCo do zarysu fabuły muszę przyznać, że i mnie zaciekawił,a przytoczone przez ciebie cytaty są ... rozbrajające i takie prawdziwe.
Odnośnie pytania:Która miłość ma większą „wartość”? {Taka w której zakochani patrzą na siebie i widzą swoje lustrzane odbicia, czy taka w której oboje patrzą w tę samą stronę? }, to zdradzę ci mały sekret przekazany przez moją śp. babcię, która zawsze mi powtarzała, że prawdziwa miłość jest wtedy, gdy dwoje zakochanych w sobie ludzi patrzy nie na siebie, lecz w tym samym kierunku. Zatem znasz już moje zdanie w tej kwestii :)
Oj, tak, pełny zachwyt z mojej strony.Zupełnie się tego nie spodziewałam. :-)
UsuńMyślę bardzo podobnie do Ciebie i śp. Twojej babci. Bohaterowie - różnie. Słowa babci bardzo mądre, aż mi się przypomniał cytat Antoine de Saint-Exupéry.
Oj tak, to przepiękny i bardzo mądry cytat:
Usuń''Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku''.
Tak sobie myślę, może to właśnie na jego podstawie moja babcia wygłaszała mi te wszystkie życiowe mądrości, wszak bardzo lubiła czytać i mam to chyba po niej :))
Ale ciekawa recenzja. Książka kusi mnie niesamowicie :)
OdpowiedzUsuńKsiążka dzięki okładce już gdzieś rzuciła mi się w oczy, a teraz wiem że warto na nią zwrócić uwagę nie tylko ze względu na okładkę, ale i na samą treść.
OdpowiedzUsuńWidać, że książka Ci się podobała :) Z każdą nową recenzją przekonuję się, że to książka dla mnie. Poza tym mam sentyment do lawendy na okładkach... :)
OdpowiedzUsuńChętnie poczytam sobie w wolnej chwili:)
OdpowiedzUsuńWszystko od recenzji po okładkę zaprasza do czytania :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńUdzielił mi się Twój zachwyt. Koniecznie muszę dorwać tę książke w swoje ręce.
OdpowiedzUsuńNaprawdę intrygująca recenzja. Muszę ją koniecznie przeczytać. Ciekawe czy odbiorę ją podobnie :)
OdpowiedzUsuńMówiąc bardzo przyziemnie, główny bohater zajmuje się biblioterapią;)
OdpowiedzUsuńAle przyznaję, urzekający pomysł. Jest w tej książce coś takiego, że chce się biec po nią do księgarni/biblioteki - już, zaraz;)
Warto byłoby sięgnąć po tę książkę. Rozejrzę się za nią.
OdpowiedzUsuńA myślałam, że to takie niespecjalne czytadło, a tu się okazuje, że jest w tej książce znacznie więcej. Ta Prowansja kusi :)
OdpowiedzUsuńDużo dobrego słyszałam o tej książce i mam nadzieję, że nam ją kupią, a wtedy będę pierwszym czytelnikiem i z dumą będę mogła ja polecać:)
OdpowiedzUsuńTa książka to coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńOstatnio mam chrapkę na obyczajówki!
Na książkę od dawna mam chrapkę. Mój kot będzie prze szczęśliwy:)
OdpowiedzUsuńWidać, że książka zrobiła na Tobie ogromne wrażenie i to zachęca, by się za nią rozejrzeć. Ciekawe cytaty :)
OdpowiedzUsuńOkładka jest niesmaowicie klimatyczna, aż chcę czytać właśnie z kadzidełkami i wczuć się w opowieść. Niezwykle spodobała mi się nazwa jak i pomysł na księgarnie, cudowne!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Jak Ciebie tak zachwyciła, to ja zaczynam tupać niecierpliwie czekając na mój egzemplarz, który chyba zaginął. A ja jestem tak strasznie ciekawa tej powieści!
OdpowiedzUsuńZnajoma książka, nie czytałam jej jeszcze, ale widzę, że blogosfera na jej punkcie oszalała :)
OdpowiedzUsuńJa oszalałam, aktualnie to jedna z lepszych książek tego roku, jak nie najlepsza :)
UsuńMam wielką ochotę na tę książkę, tylko niestety kota nie mam, więc nie miałby mi kto dawać pocieszenia :)
OdpowiedzUsuń