Seria: Wilkołaki z Mercy Falls
Autor: Maggie Stiefvater
Tom: 1
Wydawnictwo:Wilga
Rok wydania: 2011-05-16
Sięgnęłam po te pozycję
zachęcona pozytywnymi ocenami blogerek i muszę przyznać, że w większej części
podzielam ich opinię.
Książka opowiada o młodej
dziewczynie, mającej obsesje na punkcie wilków. Sześć lat przed wydarzeniami
rozgrywającymi się w książce, właśnie te zwierzęta ją zaatakowały. Od tamtej
pory obserwuje je, zbiera na ich temat informacje, robi im zdjęcia. Szczególnie
skupia się na jednym wilku, który także ją obserwuje… Tamtego feralnego dnia
ochronił ją przed resztą stada. Grace żyję sobie spokojnie i monotonnie u boku
niezainteresowanych nią rodziców. zatopiona w książkach i nauce. Do czasu gdy
miasteczkiem Mercy Falls wstrząsa tragedia – wilki zagryzają
człowieka. Mieszkańcy postanawiają pozbyć się problemu raz na zawsze. Grace
jest przerażona, ratuje jednego z nich i odkrywa prawdę – wilkołaki istnieją.
„Bezgłośnie
wyszeptałem: koniec. Tylko wypróbowałem kształt tego słowa w moich ustach.”
Tekst jest
podzielony na narracje z punktu widzenia Sama – wilkołaka i Grace. Cieszę się,
że miałam szerokie spojrzenie na losy bohaterów. Książka niezmiernie mnie
wciągnęła. Już dawno żadna pozycja nie oddziałała tak na moje emocje. Czułam chłód,
gdyż to właśnie chłód jest kluczowym motywem książki. A wraz z tym chłodem
nerwowe oczekiwanie, na to, co się zdarzy, gdy ów temperatura spadnie do tej
krytycznej. Do tej gdy nie ma już odwrotu... Jeśli ktoś oczekuje wartkiej
akcji, to się rozczaruje. W tej książce znajdzie powoli posuwającą się naprzód
fabułę jakby stąpającą delikatnie i subtelnie po nieskalanym puszystym śniegu.
„Ona była przeszłością,
teraźniejszością, przyszłością.”
Trzeba
przyznać, że już od dłuższego czasu nie czytałam książki o miłości takiej
słodkiej, pierwszej, delikatnej. Rodzącej się powoli, karmiącej się subtelnym
dotykiem, czułym słowem, niedługim spojrzeniem. Cieszę się, że przypomniałam
sobie to, że w paranormalnych powieściach funkcjonuje nie tylko zwierzęce
pożądanie, ale także tkliwość i wrażliwość. Miłość głównych bohaterów wzruszyła
mnie i absolutnie porwała. Autorka tą historią chwyciła za serce.
„Cokolwiek to jest, poczeka
do rana. A jeśli nie, to i tak nie jest tego warte.”
Bardzo dobra
kreacja postaci. Rozumiałam ich poczynania, mogłam się z nimi utożsamić, ale
bez szału. Z jednej strony to dobrze, że bohaterowie byli tacy zwyczajni. Dzięki
temu ta historia była taka wiarygodna. Z drugiej strony przez to nie
przywiązałam się do nich, nie podziwiałam, nie utożsamiłam. Nie mieli w sobie
nic co by mnie zainteresowało. Nic, oprócz miłości.
„Książki są bardziej
prawdziwe, jeśli czyta się je na zewnątrz.”
Autorka
ukazała ciekawe spojrzenie na mit o wilkołakach. Widać, że przemyślała dokładnie,
„jak, co i dlaczego z tą przemianą w wilka”. Każdy aspekt był doskonale
wyjaśniony i uzasadniony. Bardzo mi się podobało, że Pani Stiefvater nie pozostawiła żadnych luk.
„Właśnie taki był Sam:
ulotny. Letni liść trzymający się zmarzniętej gałęzi, tak długo, jak to tylko
możliwe.”
Książka jest przeznaczona dla
młodzieży, dlatego też taki jest język. Właściwie to jedyne, co mi
przeszkadzało w tej powieści. Jeden minus, za to duży. Nie przepadam za
językiem młodzieżowym w książkach i dlatego nieprzyjemnie mi się czytało.
Jednak interesująca treść nadrabia kulawy język.
Muszę przyznać, że jestem tą
serią oczarowana. Podczas czytania tej książki w moim sercu pojawiło się ciepło
i nadzieja, że prawdziwa miłość istnieje, że przyjaźń może być wieczna, że są
na świecie altruiści, którzy poświęcają się dla innych. Można by rzec, że
naiwne wartości, które już wyszły z użycia, odżyły wraz z tą powieścią. Ta
książka rozgrzewa nas swoim chłodem.
Komu polecam? Chyba
wszystkim. Myślę, że przede wszystkim fanom Zmierzchu (należy pamiętać, że nie
przyłączam się do tej dziwnej mody na lincz tej książki). Polecam wszystkim,
którzy chcą się oderwać od prawdziwego życia i zanurzyć w rzeczywistość, gdzie
dobro pokonuje zło.