Data wydania: 29.08.2012
efantastyka.pl
Autorzy
książek starają się wyróżnić z tłumu im podobnych miłośników
pióra. Nie każdy z nich posiada zupełnie nieszablonowy pomysł, by
to osiągnąć. Dlatego też optymalną opcją wydaje się
odświeżenie znanych wszystkim motywów. Darynda Jones poszła
właśnie tą utartą drogą. Na warsztat wzięła kostuchę – tę
mroczną postać w czarnej pelerynie, która grywa w bergmanowskie
szachy. Podejrzewam, że Charley Davidson, czyli główna bohaterka
„Pierwszego grobu po prawej”, za grą królów nie przepada. W
gruncie rzeczy to normalna dziewczyna, której jest też Śmiercią.
Po prostu miała pecha.
Osią
fabuły są perypetie Charlotte, która widzi zmarłych i potrafi się
z nimi komunikować. Dzięki tej umiejętności świetnie sprawdza
się w roli prywatnego detektywa. Zamordowani informują ją o
przyczynach własnego zgonu, co niesamowicie ułatwia jej pracę. Tym
razem bohaterka musi rozwiązać sprawę tajemniczych zgonów kilku
prawników. Równolegle Charley prowadzi własne dochodzenie, w
którym usiłuje rozwikłać zagadkę jej notorycznie powtarzających
się snów erotycznych z zabójczo przystojnym mężczyzną z
przeszłości.
To
bardzo słaby debiut. Po tym niewypale z panią Jones żegnam się na
najbliższe kilka lat. „Pierwszy grób po lewej” składa się,
jak widać powyżej, z dwóch wątków, które nijak się nie
splatają. Charley kończy rozwiązywać jedną łamigłówkę i
przechodzi do następnej. Wcale się nie łączą, a nieudane próby
zespolenia ich sprawiły, że chaos powieści przytłacza. Zagadka
kryminalna była nudna. Z irytacją czytałam te części dotyczące
śledztwa. Wątek seksualno-romansowy był odrobinkę lepszy. Z
większym zaciekawieniem czekałam na to, aż dziewczyna odkryje
przede mną tajemnicę swojej przeszłości. Niestety nie był aż
tak dobry, by zrekompensować nużąco poprowadzoną sprawę
morderstw.
Stwierdzenie,
że ta książka okraszona została podobnym poczuciem humoru jak
seria o Stephanie Plum, a takie zachęty widnieją na okładce, jest
obrazą dla tej ostatniej. Powieści o Śliweczce są lekkie,
śmieszne, absurdalne, a komentarze głównej bohaterki aż skrzą
się komizmem. W „Pierwszym grobie po prawej” żarty okazują się
mało zabawne. Autorka ze wszystkich sił stara się, by było
zabawnie, ale widać, jak bardzo te starania są wymuszone. Ironiczne
komentarze wydają się ciężkie. Wiadomo „dobrymi chęciami
piekło jest wybrukowane”, toteż Jones powinna troszkę sobie
odpuścić, odetchnąć i dać słowom płynąć.
Główna
bohaterka to postać niesamowicie nienaturalna. To właśnie ona
nieustannie rzuca tymi nieśmiesznymi żartami. Gdy próbowała być
zabawna, ja tylko unosiłam brew i mruczałam: „Jakaś ty zabawna
dziecinko”. Drugim przerysowanym do granic możliwości bohaterem
jest Rhys – seksowny, mroczny, perfekcyjny, bez skazy, cudowny ...
Dodam tylko że to postać bardzo mało wiarygodna, ale też
zwyczajnie męczącą swoją idealnością. Pisarka naprawdę ma dryg
do romantycznych historii. Ze szczerego serca i bez ironii radzę, by
to nimi się zajęła, bo urban
fantasy naprawdę
jej nie wychodzi.
Język
tekstu jest dość dobry, pomijając żenujące żarty autorki.
Atmosfera w powieści to coś, co nie pozwoliło mi jej odłożyć na
bok. Tajemnice z przeszłości budowały wokół głównej bohaterki
klimat delikatnej grozy. Oczywiście pomijając momenty, gdy na
tapecie był przegadany wątek kryminalny.
„Pierwszy
grób po prawej” nie jest tak kiepską książką jak ją maluję.
Posiada swoje nieliczne plusy i całe multum minusów. Gdyby tylko
pisarka tak mocno się nie starała, byłoby lepiej. To wszystko
brzmiałoby bardziej naturalnie, prosto, nie tak pretensjonalnie.
Jones musi nauczyć się, że lepsza książka bez żartów niż z
takimi kompromitującymi tworami. Powieść ma swój niewątpliwy
urok, w przeciwieństwie go głównej bohaterki, zaś pisarka zalążki
talentu. Jednakże „zalążek” to prawie tyle co nic.