Witam!
Tak jak obiecywałam konkurs został rozstrzygnięty. Losującym był mój niemąż i to jemu należą się podziękowania :-)
Przejdźmy do rzeczy - odpowiedzią oczywiście była Warszawa. Myślę, że pytanie nie było trudne i nikomu nie sprawiło trudności.
Zgłoszenia wszystkie ponumerowałam, a z podanych numerów mój niemąż wybrał:
4 -Natalia Łubińska
2 - Piotr Wysocki
5 - Inka
Postanowiłam nagrodzić też jeszcze jedną osobę, bo... bo tak! :-) Ot, taki sobie prezent na święta.
Prezent otrzyma pierwsze zgłoszenie, które otrzymałam, więc Natula. Natuli wyślę książkę Pana Kołodziejczaka, jednak bez możliwości wyboru.
Z kolei reszta osób proszona jest o szybką wysyłkę danych osobowych wraz z wybraną książką w/w pisarza. Powiedzmy do wtorku, gdyż muszę przekazać te informacje wydawnictwu Borgis.
Serdecznie dziękuję za udział i życzę wielu miłych chwil!
sobota, 30 listopada 2013
środa, 20 listopada 2013
Konkurs mikołajkowy!
Witajcie serdecznie!
Oto losowanie, w którym do wygrania będzie dowolna książka Pana Piotra Kołodziejczaka. Recenzje wielu utworów widnieją na moim blogu. Sponsorem nagród jest firma Fitomed.
Zwycięzców będzie trzech. Losowanie odbędzie się 30 listopada bieżącego roku.
Ażeby wziąć udział w losowaniu należy odpowiedzieć na proste pytanie:
Widok jakiego miasta ukazuje się ok. 1 min. 40 sek. w teledysku „Nie pozwól”?
Oto losowanie, w którym do wygrania będzie dowolna książka Pana Piotra Kołodziejczaka. Recenzje wielu utworów widnieją na moim blogu. Sponsorem nagród jest firma Fitomed.
Zwycięzców będzie trzech. Losowanie odbędzie się 30 listopada bieżącego roku.
Ażeby wziąć udział w losowaniu należy odpowiedzieć na proste pytanie:
Widok jakiego miasta ukazuje się ok. 1 min. 40 sek. w teledysku „Nie pozwól”?
Odpowiedzi proszę przesyłać na mój adres email: scarlett13@onet.eu
Absolutnie nie dodawać w komentarzu!
Życzę wszystkim powodzenia!
Czas start!
piątek, 15 listopada 2013
„Cień i kość” Leigh Bardugo
Tłumaczenie: Anna Pochłódka-Wątorek
Tytuł oryginału: Shadow and Bone
Seria/cykl wydawniczy:
Trylogia Grisza tom 1
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data wydania:
19 czerwca 2013
Liczba stron: 377
Współczesna Rosja to kraj pełen skrajności. Koegzystuje w
nim bieda ze z wystawnym bogactwem. Od kiedy tylko pamiętam kojarzy mi się z
czymś mrocznym, z szeptanym zaklęciami i mroczną stroną religii. Okres carski w
losach tego kraju ma jeszcze więcej ciemnego powabu. Ta majestatyczność i
idealne maniery współistnieją z brutalizmem i aktami zła. Uwielbiam książki z
akcją osadzoną w tym państwie. „Cień i kość” to nie do końca takie dzieło.
Leigh Bardugo tylko wzoruje się na Rosji, tworząc ziemie o nazwie Ravka. W
świecie przedstawionym mroczne moce utworzyły Fałdę Cienia, która dzieli tę
krainę. W Fałdzie żyją potwory z najgorszych koszmarów i tylko nielicznym udaje
się ją przekroczyć. Tym sposobem Ravka odcięta jest od świata. Kraj ten
wyniszcza się wewnętrznie. Czy znajdzie się ktoś, kto nosi w sobie
wystarczająco wiele światła, by rozświetlić ten mrok?
Główna bohaterka to Alina – sierota wstępująca do wojska. Ma
najlepszego przyjaciela Mala, który trwa przy niej na śmierć i na życie.
Niewiele ich łączy – ona to introwertyczka, on zaś to dusza towarzystwa. Gdy razem z innymi żołnierzami przechodzą
przez Wilkry prawie zabijają chłopca. Alina w przypływie desperacji ujawnia
swoje moce. Okazuje się, że posiada griszackie moce. Dziewczyna zostaje zabrana
do szkoły dla młodzieży ze specjalnymi mocami. Będąc pod opieką przystojnego
Darklinga młoda kobieta doskonali się i przygotowuje do poważnej roli.
Książka naprawdę mnie zainteresowała. Po pierwsze opis był
intrygujący, po drugie zachwycająca okładka, która sugeruje miejsce akcji.
Wydanie jest przepiękne – okładka ze skrzydełkami wygląda świetnie, a całość
uzupełniona została mapkami. Poza tym sam producent Harry’ego Potter’a
zainteresował się tą trylogią. Czyżby książka była tak dobra jak „Harry
Potter”? Nadzieje nikłe, jednak sięgałam po „Cień i kość” z takim pragnieniem.
To wysoko postawiona poprzeczka, której naturalnie powieść nie podołała, ale
bynajmniej to nie znaczy, że jest to dzieło złe! To rzeczywiście rewelacyjna
powieść fantastyczna dla młodzieży i bardzo udany debiut.
Pomysł nie jest nowatorski. Pójdę o krok dalej i powiem, że
pisarka użyła bardzo sztampowego konceptu. „Od zera do bohatera” po raz milion
pierwszy robi się nudne. Świat przedstawiony niestety też nie jest jakiś
wymyślny. Ot prosty podział społeczeństwa, nic zawiłego. Mimo że autorka nie
przybliżyła w sposób dokładny reguł rzeczywistości to jednak bez problemu
odnalazłam się w fabule. Prawdopodobnie to dlatego, że była prosta jak drut.
Mimo że imaginarium nie jest nowatorskie, to jednak przedstawione zostało w
sposób ciekawy. Z przyjemnością o nim czytałam.
Główna bohaterka to typowa przedstawicielka tego typu
książek. To taka szara myszka, która budzi współczucie, a jednocześnie musi
uratować świat. Zdecydowanie ta dziewczyna może irytować, ale ja zapałałam do
niej sympatią. To jeszcze dziecko, które radość znajduje w używaniu
wystawionego języka jako ostatecznego argumentu. Dziewczyna jest naiwna,
podatna na wpływy otoczenia, daje się porwać rozwojowi wypadków, ale obdarzyłam
ją sympatią. Jeśli chodzi o męskie charaktery to pisarka również nie popisała
się innowacyjnością, jednak mogę powiedzieć, że Leigh Bardugo mnie uwiodła.
Mężczyźni są fascynujący, tacy tajemniczy i intrygujący. Różnią się, ale wywołują
podobne odczucia. Do większego dreszczu niepokoju doprowadza Darkling, czyli
ten stojący po nieokreślonej stronie mocy. Choć w sumie równie pociągający jest
Mal z jego kapryśnym charakterem. No cóż, pisarka dała mi trudny orzech do
zgryzienia i pewnie kogokolwiek Alina, by nie wybrała, ktoś będzie niezadowolony.
Ja póki co skłaniam się do tego pierwszego amanta. Przy scenach z jego udziałem
moje serce drżało mocniej. Reszta postaci wydaje się dobrym tłem. Są wcale
nieźle sportretowani i nie irytują zbytnio.
Język generalnie był dobry. Znalazło się kilka
niezgrabności, część dialogów brzmiała sztucznie, a opisów było niewiele (ale
według mnie to dobrze – akcja nie była przesadnie dynamiczna, opisy
retardacyjne zamordowały by książkę zupełnie). Niemniej było tych potknięć
mniej, niż się spodziewałam, dlatego język na plus. Nie podobał mi się ten nowy
język, wymyślony przez autorkę. Jak dla mnie brak mu było spójności.
Rekomenduję tę książkę raczej młodym osobom, które lubią
mroczny baśniowy klimat. Sięgając po „Cień i kość” trzeba liczyć się z tym, że
ciekawa, fantastyczna fabuła, jest mocno spleciona z wątkiem romantycznym. Mnie
się podobało, wyczekuję kontynuacji i filmu! Bardzo klimatyczna powieść!
sobota, 9 listopada 2013
"Zapomniane" Cat Patrick
Tłumaczenie: Jan Hensel
Tytuł oryginału: Forgotten
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania:
12 stycznia 2012
„Zapomniane” to debiut pisarski Cat Patrick. To widać na
pierwszy rzut oka, nie musiałam nawet patrzeć na jej biografię, jednak mimo
laickich niewprawności książka wyszła całkiem znośnie.
„Zabawne, jak możliwości dodają skrzydeł. Zabawne jak
rzeczywistość ściąga z powrotem na ziemię.”
Główna bohaterka imieniem London Lane to mogłaby być wróżka
z prawdziwego zdarzenia. Za wiedzę dotyczącą przyszłości musi zapłacić ogromną
cenę – w ogóle nie pamięta swojej przeszłości. O 4.33 jej pamięć resetuje się i
musi ją poznawać z wcześniej zrobionych notatek. Dzięki temu oraz przy pomocy
matki i przyjaciółki Jamie, dziewczynie udaje się w miarę normalnie
funkcjonować. Ta względnie sielankowa sytuacja zaczyna się psuć, gdy matka
zaczyna kłamać w sprawie jej dawno niewidzianego ojca, przyjaciółka wdaje się w
romans z nauczycielem, a London pamięta, jakie katastrofalne skutki to
przyniesie, a sama poznaje wspaniałego chłopca Luka, którego nie ma w jej
przyszłości.
Po czym widać, że autorka jest dyletantką w dziedzinie
pisania książek? Po koszmarnym języku! Paskudny nastoletni slang praktycznie
zrównał z ziemią ciekawą historię i przyjemnie skonstruowane postacie. Przez tę
książkę będę mieć uraz do końca życia do słów „matma” „histra” itp. Nienawidzę
czegoś takiego w książkach.
„ Przeszłość jest dla mnie stracona, teraźniejszość to
przygoda, a przyszłość – wspomnienie...”
Książkę czytało się bardzo szybko, mimo że akcja nie była
zbyt dynamiczna. Składała się z kilku elementów – wątek miłosny, tajemnica z przeszłości
oraz problemy życia codziennego nastolatki. Niezbyt to pomysłowe i wybitne,
jednak przyznaję, że książka mnie wciągnęła i czytałam ją z przyjemnością. Wybitna
to ona nie jest, poruszająca też nie, po prostu przyjemna. Naprawdę dobrze spędziłam
przy niej czas.
Sama koncepcja ogromnie przypadła mi do gustu. Pomysł na
niepamięć przeszłości wydaje mi się bardzo nowatorski i dotąd chyba nigdzie
niewyeksploatowany. Mogę Patrick pogratulować wyobraźni i umiejętności czerpania
inspiracji bezpośrednio z życia (wpadła na pomysł fabularny, podczas gdy
zmęczona opieką nad małymi dziećmi zapomniała, co robiła przed chwilą) i wróżę
jej świetlaną pisarską przyszłość, jeśli tylko poprawi swój warsztat.
Oczywiście nie mówię o książkach wybitnych, tylko o zwykłych powieściach
trafiających do mas.
Książka według mnie nie jest zakończona. Autorka nie planuje
pisać kontynuacji, co w mojej ocenie jest błędem, ponieważ nic nie zostało
wyjaśnione. Pytanie, które postawiliśmy sobie na pierwszych stronach powieści,
wciąż są bez odpowiedzi. Dlaczego London traci pamięć? Czy ten defekt, kiedyś
zniknie? Dlaczego widzi przyszłość, jak to w ogóle jest możliwe? Myślę, że to
są kluczowe pytania dla całej książki, a pisarka pozostawiła je beztrosko bez
odpowiedzi, a mnie zapewniła nieprzespane noce, podczas których będę głowiła
się nad tymi pytaniami. Jeszcze gorzej, jeśli autorka sama nie zna wyjaśnień
owych kwestii i pozostawiła je niewyjaśnionymi, ponieważ nie miała pomysłu…
Jednak mam dziś dobry dzień i pragnę wierzyć, że to nie jej
brak inwencji jest tu winowajcą.
Jest jeden ogromny plus tej powieści – główna bohaterka. Nie
myślałam, że kiedyś nadejdzie taki dzień, ale oto wiekopomna chwila – polubiłam
nastoletnią bohaterkę! London jest dość inteligentna jak na nastolatkę, ale ma
pewną cudowną cechę, która czyni ją wyjątkową. Ma dystans do siebie i potrafi
swoje potknięcia autoironicznie podsumować.
Pozostałe postacie także dość dobrze wykreowane, szczególnie
te damskie. Jamie, matka London, jest wspaniałym tłem dla głównej bohaterki. Ma
wystarczająco charakteru by zapaść w pamięć, ale nie na tyle, by przyćmić
London. Jedynym straconym potencjałem męskim tej książki jest adorator naszej
nastoletniej bohaterki, czyli Luke. Owy chłopiec nie został w ogóle wykreowany
oprócz tego, że jest super. Nie ma to jak dogłębna analiza portretu
psychologicznego postaci…
niedziela, 3 listopada 2013
„Meksykański romans” Luiza Kochańska
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: luty 2009
Liczba stron: 176
Po przeczytaniu tej książki mam ochotę zapytać się autorki,
co brała. Zaręczam Wam, że o trzeźwym umyśle napisać się tego nie da.
„Krótkie wyspy euforii w morzu depresji.”
Książka opowiada o dwóch kobietach – matce i córce. Obie bez
pracy, po nieudanych związkach, nie wiedzą co dalej zrobić ze swoim życiem. Ni
z tego, ni z owego wygrywają w loterii chipsowej wycieczkę do Meksyku. Gdy już
tam przybywają fatalne zdarzenia wydają się nawarstwiać jedno po drugim.
„Uważam, że rozpaczać krótko, a dobrze, a nie długo i byle
jak.”
No cóż. W tak małej książeczce naprawdę wiele się działo.
Tyle tylko, że zdarzenia były tak nieprawdopodobne, że im bardziej wczytywałam
się w powieść, tym częściej zadawałam sobie pytanie: kto tu zwariował? Autorka,
bohaterki czy może ja? Złodzieje, romanse, oświadczyny, kochankowie, mafia,
pożary. I to spada na jedne małe kobietki w przeciągu paru dni. Fabuła tej
powieści to czyste fantasy, a podejrzewam, że nie to było celem pisarki.
Główne bohaterki były wybitnie tępe. Okradzione, nie robią
zupełnie nic (oprócz wątpliwego poziomu ironicznych komentarzy), całe życie
jest dla nich zabawą i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że ich
dojrzałość psychiczna oscyluje gdzieś w okolicach dojrzałości przeciętnego
pięciolatka.
Faktem jest, że kilka razy się zaśmiałam. Znalazłoby się
kilka zabawnych powiedzonek, jednak większość była dla mnie wymuszona i nienaturalna.
Podobnie z dialogami, które były nieautentyczne. Płaskie.
Nic nie ratuje tej książki. Irracjonalne zakończenie zadaje
jej ostateczny cios. Nie muszę tej książki bardziej pogrążać. Zrobiła to sama.
Odradzam wszystkim bez wyjątku.
Subskrybuj:
Posty (Atom)