Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data
wydania: 20 luty
2013
Liczba
stron: 700
Pamiętacie moje ekstatyczne zachwyty nad „Achają”? To ciąg dalszy pierwszej części. Tak,
pierwszej części. Ziemiański napisał całą trylogię o „Achai” jako jedną
książkę. Wydawca jednak rozdzielił ją na trzy, zamiast wydać ją, jako jedną
wielką księgę. To jest tak jakby tom ciąg dalszy tomu drugiego. Rzecz ma
miejsce tysiąc lat później (licząc od III części Achai). Naturalne jest, że
świat się zmienił, ludzie się zmienili, a co najważniejsze autor się zmienił.
Zmienił się jego styl wypowiedzi, maniera, bohaterowie, niemal wszystko.
„Kobiety, kiedy mówią, nie chcą przekazać wcale informacji
(…). One chcą się podzielić po prostu emocjami. Dlatego też pytanie, czy ktoś
rozumie kobiety, jest głupie do imentu. Należy zapytać, czy ktoś czuje kobiety.
Czy jest w stanie spotkać się z nimi sercem. Sercem, a nie rozumem.”
Co dziwne w tamtej rzeczywistości nie dokonał się żaden
postęp technologiczny. Świat pozostał w takim stanie, w jakim pozostawiła go
cesarzowa Achaja. A w nawet gorszym, bo pieniędzy nie ma, ludzie głodują, a
podatki rosną. Wówczas na horyzoncie pojawia się wielkie mocarstwo, potęga
militarna o technologiach wykraczających poza zrozumienie mieszkańców Arkach.
Polska… Polska krajem, z którym trzeba się liczyć i ma ono coś do powiedzenia…
Ale czego chcą Polacy? Są przyjaciółmi czy wrogami? Zapraszam po przeczytania
powieści.
„Nawet podjęcie złej decyzji jest lepsze niż niepodjęcie
żadnej.”
Świat przedstawiony w „Pomniku cesarzowej Achai” zachował
unikalny klimat poprzednich części. Ta książka to powrót do znanych i lubianych
miejsc. Odwiedziny w nieobcych nam karczmach, spoglądanie na znane widoki,
wszystko jest już niegdyś poznane i znajome. Dlatego też miałam wrażenie
powrotu do dawno nieodwiedzanego, ukochanego miejsca.
Fabuła rozwija się trójtorowa, ale wszystkie wątki zgrabnie
się łączą, zbiegając w jednym miejscu. Akcja mknie mimo licznych, rozwlekłych
dygresji, a jednak niczego konkretnego się nie dowiadujemy. Nie jest to
bynajmniej nagana. Powieść trzyma czytelnika w niepewności. Sama jestem wręcz
otumaniona z pragnienia dowiedzenia się, co ten pomnik cesarzowej Achai w sobie
ma, że tak wielu ludzi go pragnie… Nie uchodzi wątpliwości, że sięgnę po
następną część.
Pan Ziemiański w tym tomie postawił większy nacisk na wątki
polityczne, a odrobinę po macoszemu potraktował te filozoficzne. Mimo to cieszę
się, że książka nie jest zwykłą kolokwialnie mówiąc „naparzanką”. Polacy
przyjeżdżając do cesarstwa zachowują się rozsądnie. Zamiast wywoływać wojnę, w
której zginie wielu rodaków wolą rozwiązać sprawę dyplomatycznie i dyskretnie
podłożyć nogę rywalowi. Grają na dwa fronty, to pomagając jednemu, to
uśmiechając się do drugiego. Uzależniają od siebie wielkie cesarstwo,
niepostrzeżenie czyniąc z siebie jedyną deskę ratunku.
Co się zmieniło? Zmienił się sposób walki. Nie uświadczymy
walki szermierz vs. szermierz. Autor bardzo dosłownie zastosował w swojej
książce motto – dzięki broni palnej Nikt staje się Kimś. Ale brakowało mi
rzeczywiście Kogoś. Kogoś, kto prowadziłby te pełne rozmachu bitwy.
„Co się czuje strzelając do człowieka? Nic.”
Czyta się dość lekko i przyjemnie. I to kolejne moje
zastrzeżenie. W trylogii o Achai język był dla mnie świeży
i zachwycił mnie swoją niebanalnością. Tutaj autor zachował się jakby chciał
zadowolić większą liczbę czytelników i porzucił trochę swojej oryginalności na
rzecz prostego przekazu. On sam twierdzi, i to co mówi brzmi rozsądnie, że po
prostu dziesięć lat robi swoje i trudno wymagać, by posługiwał się identycznym
stylem. Owszem trudno, choć odrobinę brakuje mi tego nadużywania znaków
interpunkcyjnych – tym razem autor ograniczył się do standardowej liczby
tychże. O właśnie, język tekstu jest standardowy. To idealne określenie. Dobry,
obrazowy, dojrzały, ale nie tak sugestywny i napastliwy jak w pierwszych trzech
tomach o Achai. Wszystko jest poprawne, mimo że „kurwa” wciąż ściele się gęsto.
Co mnie drażniło to często niezrozumiałe dla mnie opisy oręża militarnego i
działań stricte wojskowych. Ale to wynika z mojej ignorancji w tym temacie i to
ja powinnam bić się w pierś.
„Ta chwila, w której się znajdujesz,
już minęła.”
Jeśli miałabym oceniać obiektywnie
kreacje bohaterów to powiedziałabym, że mają poprawne, zdefiniowane rysy
psychologiczne i zachowują się zgodnie z nimi.
Jak już powiedziałam, klimat trylogii
został zachowany, ale brakuje mi tamtych bohaterów. Brak Achai i nie ma kto
nawet pretendować do jej miana (Kai i Shen?), Zaana i Biafry nikt nie przebije
w manipulacjach (Tomaszewski i Rand to takie troszkę nieudolne imitacje jak dla
mnie). A już myśliciela nie ma wcale. Mam nadzieję, że Meridith wróci i to
szybko. Z resztą wyczekuje tylko tego, by Achaja wróciła na scenę i odegrała w
końcu należną jej pierwszoplanową rolę.
„Czasem żałuję, że ta chwila, która właśnie
się dzieje jest już przeszłością (…) czasami (…) mogłaby potrwać trochę dłużej.”
Cała ta recenzja jest po prostu żalem
nad tym, że „Pomnik cesarzowej Achai” nie jest „Achają”. To tylko takie moje
marudzenie, dlatego też polecam przeczytać, ażeby wyrobić sobie prywatną opinię
na temat tej serii. Jeśli podobała Wam się trylogia o Achai to ta część cyklu
jest po prostu oczywistym przystankiem na Waszej czytelniczej drodze. 6/10