Pisarz
zapomniany. Stało się to, czego pragnęła PRL-owska cenzura. Mimo
że już jej nie ma to mało kto o nim pamięta, zwłaszcza poza
Warszawą. Dla Warszawiaków przedstawia on jakieś wartości, gdyż
malowniczo portretuje miasto swojego urodzenia chociażby w „Złym”.
W „Życiu towarzyskim i uczuciowym” również portretuje, ale nie
samo miasto, a ludzi, którzy je tworzą. To powieść z kluczem
osobowym, dlatego taki skandal wywołała tuż po wydaniu. Teraz nie
szokuje, a zdarzenia w niej zawarte czytelnik przyjmuje ze smutnym
zrozumieniem.
Powieść
ta to rozrachunek z literacką„Warszawką”. Oskarża swoich
znajomych o wszystkie krzywdy, których doznał, ale także za to, że
zdradzili wielkie idee. Wypomina kolegom pisarzom i dziennikarzom
komformiz, to że chodzą na układy z władzą, by dostać samochód,
czy wycieczkę zagraniczną, cynizm, życie bez idei, tylko dla
własnej przyjemności i komfortu, brak sumienia czy też poczucia
winy wywołanego przez pisanie kłamliwych tekstów, czy też
publiczne szkalowanie. To tyrmandowskie J'accuse.
„Życie
towarzyskie i uczuciowe” opowiada o literackich kółkach wzajemnej
adoracji. Relacjonuje życie warszawskich elit lat 50. Głównym
bohaterem jest Andrzej, dziennikarz i oportunista, który, choć nie
wydaje się zdemoralizowany, to jednak postępuje tak, jak od niego
oczekuje władza. Dlaczego? Bo tak jest łatwiej żyć, a
dostosowanie się do okoliczności to też sztuka. To Andrzej i jego
żona są osiami historii, ale tak naprawdę sportretowana została
cała śmietanka towarzyska. Spojrzenie autorka na warszawskie„elity”
jest bardzo gorzkie. Zaprezentowana została grupa społeczna bez
zasad moralnych, dbająca tylko o swoje interesy, której wzajemne
powiązania i wymiany partnerów seksualnych brzmią aż obrzydliwie.
Obnaża wszystkie najgorsze sekrety kolegów po fachu, ale też
koleżanek, które dzięki swojej zmyślności, jak również
handlowaniu swoimi wdziękami (to te mniej sprytne) uzyskiwały to,
co chciały, także dla swoich mężów. Stawały się kimś w
rodzaju szarej eminencji, która to po cichu rządzi tym, kto jest na
tapecie, a kto nie. Wszyscy są źli, wszyscy kombinują, by żyć.
Pisarz najlepiej prezentuje swoje alter ego – Mikołaja Planka. Też
ma wady, ale jednak jest ideowcem, nie sprzedaje się, choć może.
Sam jeden przeciw wszystkim. Ale na ile jest to szczere?
Czy
czytelnicy znają to uczucie, gdy wszystko powinno znaleźć się w
odpowiednich szufladkach umysłu i idealnie pasować do czytelniczego
gustu, a jednak nie pasuje? Tak mam z tą książką. Długo się
zastanawiałam, co mi się nie podoba w tej dobrze napisanej
powieści. I znalazłam odpowiedz. „Życie towarzyskie i uczuciowe”
jest dla mnie martwe. 50 lat temu żyło, pulsowało, oskarżało i
obrażało. Teraz to są puste słowa, które odnoszą się do jakiś
mrocznych person z przeszłości, które aktualnie już nic nie
znaczą. Powieść ta posiada klucz, którego ja nie dzierżę w
ręku. Opisane osoby są dla mnie widmami z przeszłości. Źle
wybrałam pozycję Trymanda na pierwszy raz. Opisane historie były
bardzo ciekawe, ale, dla mnie, były one odległe. Pisarz relacjonuje
je ze znawstem. Bo w końcu, kto mógł lepiej opisać ciemną stronę
Warszawy, jeśli nie hulaka, kobieciarz, jazzman, a zarazem uważny
obserwator rzeczywistości, którym był Tyrmand. Ale te obrazki z
życia Warszawki to tylko martwe obrazki.
Do
pewnego stopnia wciągnęły mnie te przekręty pod nosem władz i z
umiarkowanym zainteresowaniem obserwowałam coraz gęstszy labirynt
wzajemnych powiązań między postaciami. Siatka zależności robiła
się coraz obszerniejsza, tak że w pewnym momencie obraz był
zaciemniony. Powstała specyficzna sieć, która reagowała na każdy
ruch dowolnej osoby się w niej znajdującej.
Styl
tekstu jest reportażowy, a jednocześnie piękny. Oskarżycielski, a
z drugiej strony zdarzają się chwili pełne zadumy i namysłu.
Niektóre przemyślenia są bardzo głębokie i napisane w sposób
urzekający. To bardziej relacja, aniżeli powieść. Powoduje to, że
postacie są doskonale scharakteryzowane. To naprawdę głębokie
portrety psychologiczne.
Oczywiście,
że znalazłam informacje, kto kim w tej książce jest, ale co z
tego? To dla mnie jałowa zabawa, bo oni już są zapomniani, a w
każdym razie nie funkcjonują w świadomości młodszego, po
PRL-owskiego pokolenia.
Polecam
osobom, które cenią wnikliwe spojrzenie reportera. To demaskacja
polskiej elity lat 50. dokonana od środka. W mojej ocenie „Życie
towarzyskie i uczuciowe” nie przetrwało próby czasu. Dla
współczesnego czytelnika, niezbyt znającego realia życia za
Polski Ludowej, powieść ta jest martwa. Można z niej wyciągnąć
pewne ogóle wnioski, aktualne do dziś. Jeśli chcecie dowiedzieć
się, jak daleko ludzie posuną się, by zdobyć to czego pragną,
jak bardzo granice moralne są relatywne i jak można je dowolnie
przesuwać w zależności od okoliczności, polecam.