niedziela, 31 marca 2013

Wesołych Świąt i nowa zabawa blogowa!

http://nortus.pinger.pl/m/1241035/obcieli-im-jezyki-zmasakrowali-twarze-czyli-tradycja-wielkanocna




Z okazji świąt, życzę moim czytelnikom dużo szczęścia, zdrowia, radości z życia. Czerpcie z niego pełnymi garściami. Doświadczajcie w pełni każdej emocji. Stąpajcie po drodze wybrukowanej przez tylko dobre książki!



Oto kolejna zabawa blogowa! W mojej opinii nie jest tak ciekawa jak poprzednie, ale zostałam wyróżniona przez Miqę, co mnie bardzo ucieszyło. Ogromnie Ci dziękuję!


Zasady przyjęcia wyróżnienia są następujące:
Wyróżnij 5 blogów (nie można wyróżnić osoby od której dostało się wyróżnienie).
Poinformuj osoby wyróżnione o wyróżnieniu.
Umieść wyróżnienie na pasku bocznym.
Podziękuj za wyróżnienie.
Napisz o sobie w trzech słowach.




Co mogę powiedzieć o sobie. Jestem odległa, od życia, świata i rzeczywistości. 


Kogo nominuję? Chcę wyróżnić Aleksandrę, Leaninkę, Blueberry, Martę oraz Talę.Wybieram właśnie te dziewczyny, bo uważam, że ich blogi właśnie takie są - kreatywne, a opinie szczere. Nikomu nie słodzą, jak krytykują to merytorycznie i konstruktywnie. Należy im się taka drobna nagroda :-)

Pozdrawiam i życzę miłego poświątecznego tygodnia! 

 

czwartek, 28 marca 2013

Zagubieni w czasie – Melissa de la Cruz



Tłumaczenie: Małgorzata Kaczarowska
Tytuł oryginału: Lost In Time
Seria/cykl wydawniczy: Błękitnokrwiści tom 6
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 2012

A oto kolejna książka dla młodzieży. I tradycyjnie dla mnie dość przeciętna. Chociaż w sumie nietradycyjnie: tradycyjnie byłoby gdyby książka była totalnym dnem, a ta jest przeciętnym czytadłem, które mnie wciągnęło.

„Zwykle to, czego szukamy, mamy tuż pod nosem.”

Podejrzewam, że jeśli ktoś dotrwał do tej części owej serii to albo jest jej fanem i entuzjastą, albo toleruję ją i w pewnym momencie nawet się niezorientowawszy wciągnęła go główna intryga. Ja należę do tych drugich.


„Niemal przekonała siebie, że będą razem do końca swoich dni.”

Schurley i Jack biorą ze sobą ślub. Wiodą radosne życie młodego małżeństwa, jednak na horyzoncie wciąż majaczy się żądna zemsty Mimi. Mają również świadomość, że należy wypełnić obietnicę i odnaleźć szczególną bramę. Pracują nad tym bezskutecznie. Mimi nie pragnie jedynie krwi Jacka, ale także pragnie wyciągnąć z otchłani piekielnej swojego ukochanego – Kingsleya. Gdy już przybywa do piekła rzeczony osobnik zupełnie ją ignoruje… To zadaje dziewczynie cios w samo serce.

Historię możemy poznawać z trzech perspektyw. Z jednej przygody Schurley i Jacka, z drugiej podróż Mimi, a z trzeciej, co jest pewnym urozmaiceniem, historia miłości Allegry Van Allen, matki Schurley do zwykłego człowieka. Szczerze powiedziawszy, właśnie te ostatnie były najciekawsze, gdyż tchnęły odrobinę świeżości w cykl, który już mnie trochę zmęczył. Tym bardziej cieszę się, że to już przedostatni tom. Najwyższy czas kończyć.

Autorka zwyczajowo serwuje nam sporą ilość miłosnych wyznań, zapewnień o wiecznej miłości. Naturalnie dostrzeżemy w tym pewien patos, ale to jedna z niewielu serii, gdzie czytało mi się takie opisy przyjemnie i bez mdłości. Ot nastolatki wyznające sobie miłość. Na zawsze i na wieczność…

Książka posuwa się do przodu bardzo powoli, fabuła jest monotonna. Jednak mimo to, można tę powieść przeczytać dość szybko z uwagi na krótkie rozdziały, a każdy z nich z innej perspektywy. Gdyby nie to, większość czytelników usnęłaby przy tej książce.

Autora miała niewątpliwie pomysł na serię, jednak… niezmiernie zagmatwany! Przeczytałam od deski do deski wszystkie poprzednie części, a mimo to nie zawsze nadążałam za akcją, nie rozumiałam wszystkiego. Ktoś tu zapomniał wszystkiego czytelnikom wyjawić…

Mimo to, czytało się dobrze, szybko i przyjemnie. Zakończenie jest tylko zapowiedzią kolejnego tomu i jak najbardziej przeczytam go. Nie oczekuję go z wytęsknieniem.

Przyznaję wielki plus za to, że autorka rozwinęła swój warsztat od czasów pierwszej części. Gdy tam, język to był dramat, teraz jest znośny. Ograniczyła żenujące opisy ubrań, pomieszczeń itp. Doceniam to.
6/10

niedziela, 24 marca 2013

Wyspa dla dwojga - Mariusz Zielke



Wydawnictwo: Principium
Data wydania: grudzień 2011
Liczba stron: 192

Przekonałam się do opowiadań. Zbiór tychże autorstwa Pana Krzysztofa Spadły mimo nielicznych wad naprawdę mnie wciągnął i oczarował. Dlatego też postanowiłam sięgnąć po długo przetrzymaną książkę Mariusza Zielke.  

„Czyż aksamit krwawego poranka nie jest najpiękniejszą z barw?”

Motywem przewodnim wszystkich nowel jest miłość. W każdym opowiadaniu występuje w innej formie, ma różne natężenie i obiekt atencji. Niekiedy miłość odmienia życie na lepsze, jednak ten aspekt nie jest obiektem zainteresowań pisarza. Za to poświęca cała swoją uwagę uczuciu, które spycha w otchłań, jest katalizatorem zbrodni, obezwładnia i wciąga jak ruchome piaski. Można by pomyśleć, że miłość jest już tak wyświechtanym tematem książek, że nic nowego na jej temat stworzyć nie można. Błąd! Autor ma dryg do tworzenia zajmujących historii. Fabuły niejednokrotnie mnie zadziwiły. Są niebanalne. Aż do przesady…Fabuła mimo iż nie jest fantastyczna to jest mało realna. Podczas czytania tej książki miałam wręcz uniesioną jedną brew i pytanie na ustach „Doprawdy Panie Autorze?”

„Największą księgą antykościelną jest podręcznik do fizyki.”

Miłość i zbrodnia przeplatają się na każdym kroku, okraszone sporą dawką tajemniczości i nawarstwiających się zagadek. Pan Zielke odchodzi jak najdalej od koncepcji romantycznej, cukierkowej miłości. Ten zbiór jest nie o tym…

„Bo moje szaleństwo wyznacza moją wielkość.”

Okładka obiecuje mocne, ostre teksty. Oczekiwałam opowiadań, które złamią wszelkie literackie normy. I tych uczuć mi zabrakło. Coś, co rozpali mnie jak papryczka chili z obwoluty książki. Czy tak się stało? Nie. Może to wina krótkiej formy, a może samego pisarza, ale akcja jak od linijki zdąża, czym prędzej do punktu kulminacyjnego każdego z opowiadań. Brak miejsca na budowania napięcia, brak niepokoju. Przecież tam dokonywały się zbrodnie! Z miłości! A ja, ani przez sekundę nie odczułam podniecenia, ni ciężaru tajemnicy. Bardzo tego żałuję, bo przez ten wszechogarniający brak emocji, opowiadania te zostały zmarnowane.

Postacie dość przeciętne. Niezbyt pogłębione portrety psychologiczne (jakby to było możliwe w tak krótkiej formie). Bohaterowie zostali zdefiniowani przez swoje czyny, a nie słowa autora. Myślę, że mimo wszystko nie jest z nimi najgorzej. Poniekąd to dobrze, jednak z drugiej strony zostały one bezlitośnie spłycone, ledwie naszkicowane. Jakby autor wykreował w swojej wyobraźni wydarzenia, a bohaterów już nie.

Mam nieodparte odczucie niewykorzystanych historii. Gdyby te opowiadania dopracować, a może nawet stworzyć z każdej z nich powieść, byłoby znacznie lepiej. A tak mamy suche wydarzenia bez emocji i bohaterów z prawdziwego zdarzenia. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że autor się nie przyłożył…

Myślę jednak, że Zielke nie jest dla mnie jeszcze stracony i kiedyś sięgnę po jakąś jego książkę.
6/10