Wydawnictwo: W.A.B.
Data
wydania: 5 czerwca
2013
Liczba
stron: 208
Rok 2012 był czasem Janusza Korczaka. Cieszę się, że
przypomniano sobie o tej postaci, gdyż za jego sprawą zrewolucjonizował się
sposób patrzenia na prawa człowieka. A raczej na nowo je zdefiniowano. Ktoś w
końcu zauważył, że dziecko to także istota ludzka. Janusz Korczak, Żyd
mieszkający w Polsce, stwierdził, że młodzież można, a nawet powinno się
traktować jak normalnych, pełnowartościowych ludzi i pracować z nimi na
partnerskich zasadach. On sam wprowadził te poglądy w czyn. Rozmawiał,
dyskutował z dziećmi, traktując je poważnie, bez protekcjonalnego tonu. Uważał,
że tylko dzięki temu młode pokolenie może wyrobić sobie własny ogląd na świat.
Mężczyzna nigdy nie założył rodziny, choć darzył dzieci wielką atencją. W
czasie II Wojny Światowej prowadził Dom
Sierot w getcie warszawskim. Jego przyjaciele chcieli umożliwić mu wyjście,
jednak Korczak wolał pozostać ze swoimi podopiecznymi. Wiele osób z pewnością
kojarzy opowieści jego autorstwa o Królu Maciusiu Pierwszym.
Wydawnictwo WAB było uprzejme wydać ponownie Józki,
Jaśki i Franki. Książka to zapis wspomnień Janusza Korczaka z kolonii w
Wilhelmówce, na której był pedagogiem i opiekunem. Towarzystwo Kolonii Letnich
zorganizowało dzieciom z ubogich rodzin wypoczynek na łonie przyrody. Pisarz, z
wielkim urokiem, opisuje codzienne zajęcia. Stu pięćdziesięciu chłopców
radośnie spędza czas na zabawie i obowiązkach. Zbierają grzyby i jagody, pływają
w jeziorze, piszą pamiętniki i wymyślają różne dzikie zabawy, w których jedynym
ograniczeniem była dziecięca wyobraźnia. Dlatego też mogli w małym bajorku
stworzyć cały ocean, a z liści i gałęzi zbudować dwie sąsiadujące osady, które
pełniły funkcje miast z samorządami i wyimaginowanymi budynkami-szałasami
użyteczności publicznej. To typowe dla Janusza Korczaka połączenie zabawy z
elementami prawdziwego życia. Dzięki temu dzieci w nienachlany uczyły się jak
funkcjonować w realnym świecie. Dla przykładu miały własny sąd, gdzie osądzało
się kolonijnych przestępców. Władza sądownicza zajmowała się takimi
incydentami, jak zabicie żaby, w celu ujrzenia jej wnętrzności, czy też
zniszczenie ptasiego gniazda. Chłopcy mogli wnosić na wokandę nawet sprawy
cywilne, jeśli któryś z kolegów za bardzo im dokuczył. A wszystko to pod okiem
dorosłych opiekunów, którzy byli odpowiedzialnymi i świadomymi ludźmi. Poświęcali
kolonistom dużo uwagi, a jednocześnie pozwalali im samodzielnie się rozwijać. Dzieci
miały wiele swobody w granicach rozsądku, dzięki czemu w Wilhelmówce pławiły
się w poczuciu bezpieczeństwa, którego często brak w domu, gdzie rodzice biją i
piją. Pedagogowie przyglądali się z pewnej odległości poczynaniom chłopców i
nawet jeśli ktoś zachowywał się źle, nie skreślali go. Doskonale wiedzieli, że
dzieci, które są bardzo niegrzeczne, zazwyczaj mają najtrudniejszą sytuację
rodzinną, a to nie jest ich wina.
Józki, Jaśki i Franki została napisana pięknym
językiem. Obfituje w archaizmy, jednak w przeważającej częściej są one tylko
fonetyczne, dzięki czemu nie ma najmniejszego problemu z rozumieniem tekstu. Pamiętam
jeszcze, jak moja prababcia używała formy „tłomaczyć”. Myślę też, że najmłodsze pokolenie czytelników bez
trudu zrozumie ten odmienny sposób mówienia.
Józki, Jaśki i Franki wydane przez WAB mają jeszcze
jedną szczególną cechę, a mianowicie książka ilustrowana jest przez Mariannę
Sztymę. Artystka współpracuje między innymi z miesięcznikiem Elle i Twój styl.
Jej ilustracje do utworu Korczaka nadają wydaniu niezwykły klimat. Są piękne,
delikatne i po dziecinnemu świeże. Idealnie wpasowały się w tematykę Józków,
Jaśków i Franków. Myślę, że sam pisarz, byłby zachwycony, widząc radosne
ilustracje do jego utworu.
Opowieść Janusza Korczaka to wspaniała lektura dla
dzieci i młodzieży. To pozytywna książka o chłopcach dojrzewających do bycia
dorosłymi ludźmi, ale jednocześnie pełna dziecięcego gwaru, roześmianych
głosów, potu perlącego się na beztroskich młodzieńczych twarzach. To utwór o
przyjaźni, o antypatiach, tworzeniu się normalnych relacji społecznych. Wielu
ludzi skarży się, że dzieci niegdyś były inne, a teraz większość wolnego czasu
spędzają przed komputerem. Podsuńcie swoim pociechom Józki, Jaśki i Franki!
Myślę, że zainspiruje niejedno dziecko do wymyślnych zabaw na świeżym
powietrzu. Młode pokolenie dowie się, że komputer i telewizor nie jest jedynym
źródłem zabawy. Poleciłabym tę książkę także rodzicom i nauczycielom, bo wielu
z nich zapomina, że dzieci są przede wszystkim do kochania.