Wydawnictwo MG
„Hrabina
Cosel” jest powieścią o intrygach. Nie ma w nich wyrafinowania,
bynajmniej. Są to intrygi na polskim dworze, wynikające ze złej,
małostkowej, podłej natury ludzi wówczas żyjących. Co tu dużo
mówić. Są one siermiężne i łatwe do rozwikłania. Czy to źle?
Czy wynika to z błędu pisarskiego? Absolutnie nie. Józef Ignacy
Kraszewski daje lustro – nam Polakom, aktualne nawet teraz, zadając
niemo pytanie, jak kraj ma funkcjonować, skoro jesteśmy do tego
stopnia zdeprawowani i pozbawieni finezji? Nawet jeśli intrygujemy,
to jest to tak przaśne, że wręcz żałosne...
Książka
opisuje historię miłości Anny von Hoym i Augusta II Mocnego. Ona
była żoną ministra skarbu, nieszczęśliwą w małżeństwie,
została ukryta na wsi przez zaborczego męża. On był królem
Polski i elektorem saskim, a o jego miłosnych podbojach krążą
legendy. Ponoć miał ponad 300 nieślubnych dzieci. Piękna Anna
zawróciła mu jednak w głowie na dłużej, czcił ją jak boginie.
Cosel, jak twierdzi Krasiński, zbyt była dumna i szlachetna, by
zostać po prostu kochanką (ja twierdzę, że zbyt była przezorna i
perfidna), dlatego wymusiła na królu dokument, który czynił ją
oficjalną konkubiną i żoną po śmierci królowej.
Jaka
była Anna von Hoym, powszechniej znana jako hrabina Cosel? Narrator
pragnie nas przekonać, że była to kobieta próżna, acz o woli
nieugiętej i szlachetnym sercu. Czy można mu wierzyć? O to trudno,
bo widząc szaleńczą radość i wykorzystywanie swojej pozycji,
czułam nie tyle złość, ale współczucie. Ja hrabinie Cosel
współczuję. Nie trzeba mieć tęgiej głowy, by wiedzieć, że
główna bohaterka trzymając głowę zadartą wysoko, nie
dostrzegła, że tanecznym krokiem dąży wprost do katastrofy.
Walczyła o serce Augusta, jakby nie dostrzegając, że jego serce
funta kułaków warte nie jest, a tym bardziej słowo. August był
kimś w rodzaju trefnisia, w ogóle nie zwracający uwagi na to, co
się dzieje w Polsce ani na świecie. Wszystko po nim spływało,
ważne by uczty były wystawne, a kobiety wokół piękne. Był
przykładem władcy strasznego, gdyż bezmyślnego i nieustannie
szukającego rozrywki.
Nie
potrafię powiedzieć, czy Cosel go kochała. Owszem był przystojny
i czarujący, ale czy można kochać mężczyznę, który jest
bałamutnikiem i się tym szczyci? A może Cosel zaakceptowała ten
fakt i postanowiła, że wyciągnie z tego związku to, co może, nie
przejmując się ani jego zdradami, ani kłamstwami...? Jakoś nie
potrafię uwierzyć w szczere oddanie, bardziej w przebiegłą obłudę
i szaleńczą potrzeb ocalenia swojego honoru – wszak nikt nie lubi
być fraszką jedynie, nawet fraszką króla. Co nie znaczy, że Anny
nie da się lubić. Jest niczym urocze dziecko – labilne,
roześmiane, emocjonalne, próże, dumne, irytujące.
Ale
nie tylko o miłość się tutaj rozchodzi! Ale też o kraj, o
władzę, o Polskę – jest to wszystko obecne w tej książce, ale
zdaje się jakby nie było istotne. Bo w gruncie rzeczy... nie było.
Została przedstawiona perspektywa Augusta II Mocnego, który miał
inne priorytety. Kraszewski doskonale to oddał. Książka, mimo
wstawek historycznych, opisujących ówczesną sytuację, nie jest
ani trochę nudna. Jest ich wystarczająco, by nawet ktoś kto nie
fascynuje się historią, wiedział, o co chodzi, ale na tyle mało,
że książka nie jest nudna.
Język
tekstu jest wspaniały. Fantastycznie wprowadził mnie w tamte czasy,
będąc jednocześnie zrozumiałym. Ma w sobie trochę poezji, czasem
bywa prosty, ale nigdy banalny. Cudowne opisy sprawiły, że poczułam
jakbym przebywała w Dreźnie ówczesnych lat.
Wydanie
MG jest naprawdę piękne, okładka mnie urzekła, korekta w punkt.