tłumaczenie: Magda Sobolewska
tytuł oryginału: Letters to Malcolm
wydawnictwo: Wydawnictwo
Esprit
data wydania: październik 2011 (data
przybliżona)
liczba stron: 198
Nigdy nie zachwyciły mnie „Opowieści z Narnii. Czytałam tę
serię już jako nastolatka i kompletnie do mnie nie przemówiły. To smutne, bo
może oznaczać to, że nie było już we mnie dziecka. Z tym większym
zaciekawieniem sięgnęłam po dzieło Lewisa nie przeznaczone dla dzieci.
„Niedokończony obraz bardzo by chciał zeskoczyć ze sztalugi
i rzucić na siebie okiem.”
Ta książka napisana jest w formie listów do wyimaginowanego
przyjaciela. Zawierają one przemyślenia człowieka, który był ateistą, a potem
powrócił na łono Kościoła. Traumatyczne przeżycia z I Wojny Światowej, wywołały
lawinę pytań dotyczących teodycei, a jak wiadomo pytania o sens religii
skutkują odejściem od wiary. Epistolarna
powieść sprawia, że dokładnie zapoznajemy się z myślami autora, a nawet możemy
poczuć się uczestnikami dialogu. Dzięki temu specyficznemu sposobowi pisania Lewis
nie popada w moralizatorski ton, nie czujemy się ani pouczani, ani traktowani
protekcjonalnie. Dzięki owej poufałej formie książka nie staje się poradnikiem,
przewodnikiem ani podręcznikiem. Czytamy ją jak powieść. Czujemy się po prostu
przyjaciółmi autora z którymi dzieli się on swoimi przemyśleniami. Lewis nie
jest zwykłym członkiem Kościoła. On religię analizuję, rozkłada na czynniki
pierwsze słowa swoich modlitw. Czy ktoś z nas kiedykolwiek zastanowił się
dogłębnie nad słowami „Ojcze nasz”? Chce zrozumieć wszystkie aspekty wiary. Nie
jest ślepo wpatrzony w Kościół i celebranta.
„'Chrystus przykazał nam: "Bierzcie i jedzcie",
a nie: "Bierzcie i rozumiejcie".”
Specyficzne było dla mnie to, że pochwala tak szeroko
zakrojoną obrzędowość, co mnie dość mocno razi. Uważa, że ważna jest postawa
ciała, oddanie należytej czci, aniżeli wypowiadane słowa. Sądzi, że rytuały
wzmagają koncentracje. Podkreśla wagę właściwego formułowania życzeń, gdyż jak
wiemy, gdy bogowie chcą nas ukarać spełniają nasze życzenia. Ale czym jest
właściwie modlitwa? Szczególnie ta błagalna. Przecież Bóg zna doskonale nasze
serce, pragnienia, prośby. Jest świadom naszych cierpień i bolączek, więc, po
co są modlitwy? Po co opowiadać Bogu o czymś, czym, on sam już wie. Uważam, że
modlitwa jest czymś w rodzaju wybiegnięcia przed szereg, stanięcia w świetle
boskich jupiterów.
"Gotowa formułka nie może służyć mi do rozmowy z Bogiem, tak jak nie mogłaby mi służyć do rozmowy z Tobą."
Jak można mierzyć czyjąś wiarę? Według jakich standardów
rozdawane są łaski i cuda? Ktoś wierzył bardziej, inny mniej. Jeden dał więcej
na ofiarę, niż drugi. Od czego zależy czy Bóg nas wysłucha. Poza tym, po co ma
nas słuchać skoro o tym wszystkim już wie? Naprawdę maluczki człowiek sądzi, że
ma wpływ na niecierpiętliwego Boga? Pascal twierdził, że właśnie po to Bóg
ustanowił modlitwę. By nadać człowiekowi zaszczyt przyczynowości. Więc, po co
są te modlitwy błagalne?
"Proszę wypłukać tym usta'. Tym będzie właśnie
czyściec"
Lewis zastanawia się nad rolą Boga w świecie. Wykluczał
deizm. Czerpał z toposu deus artifex i teatrum mundi. Rozważał założenie, że
Bóg może być autorem, ponieważ stworzył świat i ludzi. Albo też kierownikiem
sceny, gdyż wszystkim zarządza. Brał pod uwagę również to, że Bóg jest widzem i
kiedyś oceni całe przedstawienie. Zawsze uważałam, że to bardzo smutne
wyobrażenie Boga – patrzący i oceniający, niczym obojętny widz.
Lewis przyznaje, że nie potrafi pojąć, ani wyobrazić sobie
ciała Jezusa w opłatku czy krwi Chrystusa w winie mszalnym. Podkreśla jednak,
że w religię się po prostu wierzy, a nie rozumie. Całkowicie się z tym nie
zgadzam. To takie proste, wyjść z założenia, że coś jest nie do pojęcia, jeśli
nie potrafimy tego ogarnąć umysłem. Zawsze i wszędzie należy używać swojego
umysłu, aby zrozumieć otaczający nas świat, nawet tak zawiłą sprawę jak
religię. Zwłaszcza religię. Przecież
inteligencja to przymiot, którego dostąpili jedynie ludzie. Należy wyzbyć się
wygodnictwa umysłowego, przestać wpatrywać się ślepo w dogmaty, zacząć MYŚLEĆ.
To takie trudne…
"Gdzie byłbym teraz, gdyby Bóg spełniał wszystkie
głupie prośby, z którymi się do Niego zwracałem?"
Kolejnym jego szczerym wyznaniem jest to, że modlitwa jest
dla niego przykrym obowiązkiem, a nie przyjemnością. A przecież pacierz to
dialog z samym Bogiem. Powinno to być dla nas jak rozmowa z przyjacielem.
Odświeżająca i przepełniająca serce z radością.
"Relacja Boga z człowiekiem jest bardziej osobista i
intymna niż jakakolwiek możliwa relacja dwóch istot ludzkich."
Tę książkę czytałam dość powolnie, gdyż delektowałam się
słowami tego niesamowitego erudyty. Lektura może być kłopotliwa dla osób, które
mają nikłe pojęcie o teologii czy filozofii, jednak nie powinniście się zrażać.
Ponadto wymaga sporej koncentracji. Jednak ujmujący styl literacki, humor
Lewisa i brak pompatycznych wywodów filozoficznych, całkowicie przekonało mnie
do tego autora. Na pierwszy rzut oka można dostrzec niebywały intelekt, który
pozwala mu na wyciąganie tak spostrzegawczych wniosków. Lewis posiada sporą
wiedzę ogólną dzięki czemu potrafi trafnie ocenić otaczający go świat i
należycie go zinterpretować. Zmusza do refleksji. Po przeczytaniu tej książki
warto spojrzeć na własną religijność i wiarę, ażeby nie była tylko i wyłącznie
pustym obrzędem.
"Żeby mógł istnieć świat albo Kościół, potrzeba
najróżniejszych ludzi."
Polecam nie tylko Chrześcijanom, ale także osobom
poszukującym. Właściwe każdemu. Wydaje mi się, że ta pozycja książkowa jest bardzo
uniwersalna.
7/10
Za ukazanie mi religii katolickiej w zupełnie nowym świetle dziękuje Pani Annie z: