Wydawnictwo - Prószyński i S-ka
Data wydania -13 listopada 2014
Liczba stron - 424
Bookeriada
Nie
lubię kryminałów, ale ta książka mi się podobała. Dlaczego?
Otóż dlatego, iż mało cukru w cukrze, a kryminału w kryminale.
To przede wszystkim powieść psychologiczna poruszająca tematy,
które leżą w sferze moich zainteresowań, nasycona emocjami,
oblepiająca smutkiem i rozpaczą.
Można
by rzec, że Wanda nosi podwójną żałobę. Jedną po swoim
ukochanym mężu, drugą po swoich wyobrażeniach dotyczących jej
małżeństwa. Po tragicznym w skutkach wypadku Pawła, kobieta
dowiaduje się, że człowiek, z którym dzieliła życie oszukiwał
ją i miał kochankę. Musiała pochować, i człowieka, i miłość
do niego. Została tylko pogarda, rozczarowanie, chęć zemsty i
gdzieś tam, na samym dnie, w tej części umysłu, która na co
dzień nie jest dopuszczana do głosu, tęsknota. Za tym człowiekiem,
który zdradził i oszukał. Gdzie jechał Paweł z Marianną? Tego
nie wie sama kochanka, gdyż straciła pamięć. Amnezja zabrała jej
wszystko, co kiedykolwiek wiedziała. Narzeczony przywozi ją do
nadmorskiej miejscowości Brzegi na czas rekonwalescencji. Latem
tętni ona życiem, dzięki licznym wczasowiczom. Zimą, to miejsce
opuszczone, ponure i mroźne. Władzę nad nim przejmuje morski
żywioł.
Najmniejsze
znaczenie miał dla mnie wątek kryminalny, którego, całe
szczęście, jest niewiele. Właściwie to jedynie przyczynek do
opowiedzenia o tej samej historii z trzech perspektyw – zdradzanej
żony, odkrywającej prawdę o sobie kochanki i wiarołomnego męża
odzywającego się zza grobu poprzez zaszyfrowane dzienniki. Każda
strona ma swoje racje, które przedstawia w swoim czasie narracyjnym.
Doskonałe było to, że każda z postaci miała swój idiolekt.
Każdy z narratorów wyrażał się odrobinę innym językiem
pasującym do jego pochodzenia i pozycji społecznej.
W
całej powieści są ogromne pokłady zimna. Nadmorskie wichury
wzburzające morskie bałwany wprowadzają przerażającą atmosferę,
podobnie jak wyludnione miasteczko wyglądające tylko cieplejszych
dni, gdy będzie można zarobić na turystach. Jeśli chodzi o sferę
uczuć to także jest bardzo zimno. Wszyscy przegrywają, nie ma
zwycięzców. Jeśli nawet występują drobne gesty przychylności,
to są one cyniczne, chłodne, przemyślane i skierowane na zysk.
Powolny
proces odkrywania prawdy na swój temat przez Mariannę niezmiernie
przypadł mi do gustu. Dziewczyna łączy kawałki układanki i wcale
jej się nie podoba to, co widzi. Nie taką osobą chciała być. Czy
jest szansa na nowy początek? Niesamowicie podobała mi się również
perspektywa Wandy. To było ogromnie bolesne - wejść w jej myśli i
przeżywać z nią jej ambiwalentne emocje. Tęsknić, czy nie
tęsknić za Pawłem. W książce została ona w dużej mierze
wybielona, z czym się nie zgadzałam. Główną przyczyną rozpadu
małżeństwa faktycznie było niedopasowanie charakterów i
niedojrzałość faceta, ale Wanda swoje ma za uszami. Tak się
zafiksowała na posiadaniu dziecka, że przestała dostrzegać
partnera, a widziała w nim tylko reproduktora. Sypialnia zmieniła
się w laboratorium do wykrywania dni płodnych. Życie musiało być
idealne jak w pudełeczku. Z historii opowiadanej przez Pawła
poprzez dzienniki jawi się człowiek, który cierpi na syndrom
Piotrusia Pana, który nie akceptuje porządku rzeczy, w którym się
znajduje. Nie podoba mu się poukładanie żony, fakt że wszystko
musi być idealne, jak we śnie – dobra praca, piękne mieszkanie,
wygodny samochód, luksusowe wakacje. A on chciałby szaleć jak za
młodych lat.
Interesujące
były wątki feministyczne, pojawi się nawet jedna para LGBT.
Książka nie pozostaje obojętna na współczesne problemy, a
pisarka nie boi się ukazać szkodliwych, jej zdaniem, modeli
rodziny. Nie bawi się w delikatne półsłówka, wali prawdę między
oczy, pokazuje prawdę przy pomocy dziewczyny, która na nowo musi
uczyć się świata. Patriarchalny świat ją zadziwia, a przez to
świeże spojrzenie zadziwił (i przeraził) także mnie.
Fabuła
jest bardzo dobra. Poproszę o więcej kryminałów, które
kryminałami nie są. Styl tekstu brzmi poprawnie. Niczym szczególnym
się nie wyróżnia, ale czyta się przyjemnie, a także wprowadza
czytelnika w senną atmosferę nadmorskiego miasteczka. Dialogi
poprawne, tylko niektóre zdają mi się niepotrzebne, zaś część
przeżyć wewnętrznych była monotonna. Z drugiej jednak strony
żałoba jest właśnie monotonna – pisarka dobrze oddała
skupienie wdowy na punkcie swojego męża.
8/10