wtorek, 9 lipca 2013

Liebster



Pytania od Kulturalnej
1.      Co Cię skłoniło do blogowania ?
Patologiczna chęć wypowiadania się na każdy temat i naiwna wiara, że kogokolwiek obchodzi moje zdanie.

2.      Czytanie, skąd wzięło się u was akurat to zainteresowanie?
Czytamy po to, by czuć, że nie jesteśmy sami. Dlatego sięgnęłam po pierwszą książkę. Po drugą sięgnęłam, by sprawdzić, czy struny mojej duszy wciąż jeszcze wydają znośne dźwięki. Po kolejne sięgnęłam z przyzwyczajenia.

3.      W wolnych chwilach sięgam po książkę o tematyce...
Dowolnej. Mam bardzo eklektyczny gust.

4.      Masz do wyboru kolację ze swoim ulubionym pisarzem. Kogo wybierasz ?
Wskrzesiłabym Margaret Mitchell. Jeśli zaś nie dałabym rady to wybrałabym może Hamilton, która tworzyła seksowne wampiry zanim to stało się modne. Albo Murakamiego – niechaj mi w końcu wyjaśni, co ma na myśli, gdy mówi o bieganiu… Trudny wybór!

5.      Oprócz książek, co robisz w wolnych chwilach?
Oglądam filmy, seriale, lubię się uczyć nowych rzeczy. Staram się uspołeczniać, spędzać dużo czasu na słońcu. Myślę więc, że nic ciekawego.

6.      Na wieczór ze znajomymi wybieram film pod tytułem...
Pozwoliłabym znajomym wybrać. Oglądanie filmów ze znajomymi polega bardziej na przebywaniu z nimi, niż na oglądaniu filmu.

7.      Zostajesz prezydentem/ premierem. Jedna ustawa jaką byś wprowadził/a ..
Naprawdę tylko jedna? Trzeba wszystko zreformować w tym kraju. Może reforma szkolnictwa?

8.      Muzyka, co najczęściej słuchasz ?
Po raz kolejny muszę usprawiedliwić się eklektycznym gustem. Słucham wszystkiego. Wszystko się zmienia. Jednakże od lat prym w grupie moich ulubionych twórców/zespołów/piosenkarek itd.  wiodą Beatlesi, Ewa Demaryczyk, The Doors i Edyta Gepert.

9.      Optymista, pesymista a może realista ?
Staram się patrzeć na życie w jasnych barwach. Staram się, naprawdę! Nie moja wina, że prawa Murphy’ego działają…

10.  Chciałbyś zarabiać na życie będąc pisarzem/pisarką?
Jeszcze jak!

11.  Języki obce ? Jeśli tak to jakie ?
Nawet jeśli tak, to jest to miłość jednostronna. Lubię języki obce, ale jakoś nie mam do nich talentu, choć niesamowicie lubię się ich uczyć. Niezwykły paradoks, prawda? Aktualnie uczę się języka angielskiego, hiszpańskiego i łaciny. Wszystkie uwielbiam, choć efekty mojej pracy nie powalają.

A teraz pytania od Prosperiusza za które również bardzo dziękuję!

1.Poezja czy proza? 
I poezja, i proza.

2. Książka którą czytałaś wielokrotnie? 
Mnóstwo takowych. „Przeminęło z wiatrem”, „Wichrowe wzgórza”, opowiadania Hłaski, książki sióstr Bronte, seria o Anicie Blake, wiersze, książki, wspomnienia Sylvii Plath… Lubię wracać do książek po prostu.

3.Kawa letnia czy gorąca?
Każda.

4. Ulubiony książkowy autor.
Ciężko wybrać jednego.

5. Miasto czy wieś?
Jestem typowym mieszczuchem, rozkoszującym się zapachem spalin, napawającym się widokiem wszechobecnego betonu.

6. Las czy łąka?
Z dwojga złego wolę las.

7. Ebook czy tradycyjna książka?
Tradycyjna, ale wynika to z tego, że nie mam czytnika.

8. Dramat czy komedia?
Dramat, bo i tak w każdym dramacie jest jakiś purnonsens.

9. Teatr  czy kino?
Teatr.

10. Komedia czy horror?
Horror.

11. Ulubiona marka długopisu?
Matuchno kochana, nie wiem : - ) Taki z kiosku.

niedziela, 7 lipca 2013

"Słodka wolność" Susan Mallery



Tłumaczenie: Anna Bieńkowska
Tytuł oryginału: Sweet spot
Wydawnictwo: Harlequin Enterprises
Data wydania: 2010
Liczba stron: 384

O tym że siostrzane relacje są niesamowicie skomplikowane dowiedziałam się już ze „Słodkich słówek”. Opowiadała ona o Claire, która próbowała dotrzeć do dawno niewidzianej siostry bliźniaczki – Nicole. Udało się, Claire odnalazła nawet miłość i stała się niesamowicie szczęśliwa. Nicole również zadowolona jest, że odzyskała siostrę. Jednak jej życie jest jednym wielkim zagmatwaniem. Rozwodzi się z mężem, który zdradził ją z jej młodszą siostrą. Jednakowoż i dla Nicole w „Słodkiej wolności” powieje wiatr zmian. Czy najstarsza z rodzeństwa odnajdzie w końcu szczęście?

Muszę się zapytać, bo nie wytrzymam – co te Amerykanki mają z tymi ciążami? Wszystkie samice są w ciąży – koleżanki, córki, siostry, psy… Wszyscy! Czemu w tej Ameryce mają takie ciśnienie na rodzenie dzieci? Ja rozumiem zegar biologiczny bezlitośnie tyka, odmierzając zmarnowane komórki jajowe, ale w tej części zostało doprowadzone do absurdu. Niestety to odebrało powieści część realności. Miałam wrażenie nieustannej walki o byt, o przetrwanie genu…

Pomijając powyższy śmieszny aspekt, książkę czyta się bardzo dobrze. Akcja jest umiarkowanie prędka, a wydarzenia wciągają i ciekawią do samego końca. Ani przez chwilę się nie nudziłam, choć wydarzenia mogą wydawać się przewidywalne. Wątek romantyczny mogę uznać za interesujący. Z przyjemnością czytałam o życiu uczuciowym Nicole. Miło było patrzeć, jak odpowiedni mężczyzna leczy kobietę z ran zadanych przez najbliższe jej osoby.

Bohaterowie kreowani przez Susan Mallery nie stracili nic ze swojej autentyczności. Postacie żyją na kartach tej powieści, ewoluują, zmieniają się, a to wszystko ma swoje uzasadnienie w fabule. Posiadają głębie, nie są kukiełkami. Hawk jest ciekawym bohaterem, choć wydawał mi się niesamowicie podobny do amanta z pierwszej części. Czymś zupełnie nowym były postacie dzieci i nastolatków. Amy ze „Słodkich słówek” była sprzymierzeńcem Claire w walce o serce jej taty; nastoletnia Britany wręcz przeciwnie. Przy okazji czytania tomu o Nicole dowiadujemy się, co słychać u Claire.

Jak zawsze pisarka porusza ważne tematy. Bohaterowie borykają się z przeróżnymi problemami. Tym razem w delikatny sposób zostałam zaznajomiona z problemami dzieci w domach dziecka. Dowiedziałam się także, że rozpieszczając swoje potomstwo i ustępując mu w każdej sprawie tworzymy małe, samolubne potwory, które innych mają za nic. Nawet rodziców. Córka Hawka doprowadzała mnie do szału. Rozumiem, że wiek nastoletni rządzi się swoimi prawami, ale to co ta dziewczynka wyrabiała, przechodzi wszelkie granice. Ojciec, chcąc wynagrodzić jej stratę matki, rozpuścił ją jak dziadowski bicz. Paradoksalnie – dziecko wychowane przez ulicę i patologiczne rodziny zastępcze, okazało się lepiej wychowane od tego, któremu nieustannie dogadzano.

Naprawdę podoba mi się okładka „Słodkiej wolności”. Rewelacyjnie prezentuje się na półce i pasuje kolorystycznie do poprzedniej części tej trylogii. Tym razem dla umilenia czasu spędzonego na lekturze możemy upiec ciasto wiśniowe, specjalnie według przepisu głównej bohaterki.

Język tekstu się nie zmienił. Wciąż jest bardzo prosto, płynnie i naturalnie. Autora posługuje się lekkim stylem. Przy jego pomocy stworzyła ciepłą powieść o miłości i rodzinnych relacjach. Nawet gdy pisarka opowiada o sprawach ważnych to robi to w delikatny sposób i daje nadzieję, że wystarczy odrobina dobrych chęci, by naprawić zły świat. Z niecierpliwością wyczekiwać będę tomu o najmłodszej siostrze, która nieustannie sprawia problemy. 

Za możliwość przeczytania dziękuję Pani Monice: 

czwartek, 4 lipca 2013

Kto się śmieje ostatni - Trish Wylie



Seria/cykl wydawniczy: KISS
Wydawnictwo: Harlequin Enterprises
Data wydania: 14 czerwca 2013
Liczba stron: 240

Wyobraźcie sobie, że każdy Wasz krok jest skrzętnie zaplanowany , a do tego kontrolowany. Niekomfortowa sytuacja, prawda? Właśnie tak żyje Miranda Kravitz, córka burmistrza Nowego Jorku. Dziewczyna została obdarzona buntowniczą naturą. Lubi imprezować i czasami ma ochotę wyrwać się spod nieustannej kontroli. Z tego powodu jej ochroniarze odchodzą z pracy, nie będąc w stanie sprawować należytej pieczy nad córką ważnej osobistości. Tym razem chronić Mirandę ma Tyler Brannigan – nieustępliwy policjant z trudną przeszłością. Jak dziewczyna poradzi sobie, z mężczyzną nie idącym na kompromisy? Zapraszam do czytania.

Niestety książka nie podobała mi się. Akcja „Kto się śmieje ostatni”, w przeciwieństwie do poprzedniej części, nie wciągnęła mnie. Trish Wylie od małego zaczytywała się w romansach i wydaje się, jakby przeczytała o jeden za dużo, bo jej utwór to typowe romansidło. Niemniej traktując historię jako baśń dla dorosłych i z ogromnym dystansem można było czytać książkę z niejaką przyjemnością. 

Bohaterowie byli rozróżnialni charakterologicznie, ale kreowani płasko, przez co nie mogłam się w nich wczuć. Losy postaci pozostały mi zupełnie obojętne. Charakter Mirandy czym prędzej wyparował mi z pamięci, a Tyler nie miał w sobie nic interesującego poza mięśniami.

Książka wcale, a wcale mnie nie odprężyła. Przeciwnie. Doprowadziła do szewskiej pasji. Drażniła mnie jej naiwność, infantylizm, kiepski język, jakim została napisana. Zżymałam się w środku, zamiast odpocząć przy miłym czytadle. Niestety w „Kto się śmieje ostatni” nie śmiał się nikt. W każdym razie ja najmniej.
Niestety to powieść zupełnie nie dla mnie. 4/10

Dodam, że pierwszą część serii KISS uważam za bardzo dobrą i to ją szczerze polecam. Opinia tutaj.



wtorek, 2 lipca 2013

„Mów jak rodowity Anglik”

Wydawnictwo: Wydawnictwo LektorKlett
Data wydania: 11 kwietnia 2013

Współczesny świat zmusza każdego, do poznania co najmniej jednego języka obcego. Szczególnie ceniony jest angielski i bez niego ani rusz. Język ten pełni funkcję międzynarodową. Poruszanie się po rynku pracy bez „biegłej znajomości angielskiego” w  CV jest praktycznie niemożliwe. Nauka języka Brytyjczyków w szkołach jest obligatoryjna, jednakże edukacja w szkole, jest czymś zupełnie innym od faktycznego używania języka. Każdy wie – szkoła swoje, a prawdziwe życie swoje. Gdy wyjeżdżamy za granicę ze szkolną znajomością angielskiego prędko dowiadujemy się, że nie rozumiemy nic. Żaden Anglik/Amerykanin, nie posługują się wymuskanymi konstrukcjami zdań, a słowa, jakimi się porozumiewają nie zawsze są parlamentarne. W języku polskim też nie zawsze wyrażamy się pełnymi zdaniami, często używamy skrótów myślowych, czy też idiomów, które tłumaczone dosłownie, brzmią bezsensownie.

Co możemy zrobić, gdy chcemy poznać bardziej naturalny język? Taki, który będzie ładny, poprawny, ale jednocześnie naturalny i z polotem? Ano wydawnictwo PONS wychodzi temu problemowi naprzeciw. Otrzymałam malutką książeczkę, liczącą zaledwie 152 strony, a jednak zawiera wszystko, czego potrzebuję. Regułek gramatycznych uczyliśmy się w szkole, na kursach lub w innym miejscu. Dlatego w publikacji „Mów jak rodowity Anglik” autorzy skupili się na słownictwie żywcem wziętym z ulic Londynu.

Książka podzielona jest na rozdziały, z których każdy zajmuje się danym zagadnieniem tematycznym. I tak z pierwszego dowiemy się, jak się przedstawić i  zrobić to w sposób naturalny. Innym działem jest „ciało”, w którym dowiemy się jak powiedzieć sutek albo jak pochwalić czyjś fajny tyłek. Zdobędziemy wiedzę jak nazwać  kogoś łajzą, slangowo powiedzieć, że coś nas wnerwia, czy też poskarżyć się, że ktoś patrzy na nas krzywo.

Warto wspomnieć, że każde zaprezentowane słowo lub wyrażenie zostało użyte w kontekście, dlatego nie będzie żadnych wątpliwości, kiedy można go będzie je zastosować. Do tego wyrazy zostały zaopatrzone w transkrypcje fonetyczną, dzięki czemu nie skompromitujemy się przy okazji wymowy. „Mów jak rodowity Anglik” uzupełniona została w ciekawostki, które warto wiedzieć i mieć temat do rozmowy z rodowitym Anglikiem.

Szczerze polecam. Sama pamiętam, jaki szok przeżyłam, gdy porównałam szkolny język angielski z angielskim ulicznym. Ogień i woda. Ta publikacja zapobiegnie przeżyciu aż takiego wstrząsu.
8/10

Za możliwość rozwijania swoich umiejętności serdecznie dziękuję: